A ja za to z chęcią rzuciłabym w cholerę Internet i gdzieś wyjechała. Daleko... Jak najdalej. Żebym wreszcie poczuła, że są wakacje.
Bo generalnie mój dzień składa się teraz tylko ze spania, jedzenia i ciagłych kursów komp -> TV. I... doszłam do wniosku, że nawet nicnierobienie może spowszechnieć. A do tego wywaliłam się na rowerze ( nie pytaj...) i poobijałam sobie nadgarstki obu rąk. Bajecznie.
'Let me take you far away, you'd like a holiday"
Święte słowa, kużwa, świete słowa.
Jedyne, co mnie trzyma przy życiu to myśl: "hey, niedługo wrzesień i może wreeszcie zaczniesz trenować judo, yeach!"
Marzę o tym odkąd pamiętam. Tzn juz od dziecka mnie to fascynowało z ta różnicą, że wtedy byłam jedynie biernym obserwatorem, a teraz chcę sama spróbować.
Ciekawe, czy jak mi spuszczą manto też będę taka pełna optymizmu ;]