Wątek: Wasze, nie o HP
Wyświetl pojedyńczy post
Stary 12-14-2009, 19:54   #5
Noruj
Niepoprawny marzyciel
 
Noruj na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 37
Domyślnie

1) wąpierz - wampir
2) ganioł - goniał
3) jakoweś - jakieś
4) świętuchna - święta
5) mojuchna - moja
6) sprawuchę - sprawę
7) po prędce- szybko
8) Ino - tylko
9) myślim - myślę
10) wim - wiem
11) mówże - mów
12) mówim - mówię
13) nima - nie ma
14) wisz - wiesz

Jaryło



„ Wąpierz w karczmie”


Ridder wolnym krokiem wszedł do bezimiennej gospody. Od razu poczuł woń mocnego alkoholu i smrodu pospólstwa. Na ustach kapłana pojawił się krzywy uśmiech. Karczma była całkiem spora, mieściło się tutaj kilka dużych stołów i rozpadające się schody na piętro. Ludzie byli tak upici, że nie zauważyli przybysza, który skierował się w stronę karczmarza. Posturą ten przypominał puszystego krasnoluda i był jedną z nielicznych osób, którą można było posądzić o trzeźwy umysł. Właśnie wrzeszczał na jakiegoś pachołka opluwając przy tym jego spitą twarz.
- I po co żeś z tym ganioł do miasta!? – wrzasnął, a na twarzy młodziaka pojawił się krzywy grymas.
- Witajcie karczmarzu, problemy jakoweś macie? – Ridder spoczął przy ladzie.
Chłopak natychmiast wykorzystał okazję i czmychnął. Zapewne po to, aby obalić następną flaszkę.
- A ty co? Inkwizycja świętuchna? – odwarknął w stronę przybysza.
- Można tak to ująć – odpowiedział kapłan i pokazał rozmówcy srebrny sygnet ze znakiem zachodzącego słońca.
Na twarzy karczmarza pojawiło się przerażenie.
- Witam najjaśniejszego kapłana w mojej gospodzie. Ja i żonka mojuchna od wielu pokoleń najwierniejszymi wyznawcami Chorsa…
- Nie twoją wiarę sprawdzić przybyłem, a pokój wynająć chciałem. Widzę jednak, że problemy w gospodzie macie. Mało klientów?
To właśnie irytowało Riddera w byciu kapłanem. Ludzie żyli w przekonaniu, że rolą jego zawodu było palenie niewiernych i szerzenie słowa Chorsa. Natomiast dla nich był on tylko kolejnym bogiem z świętej czwórki. Ludzie wybrali go na stworzyciela świata, a kapłanów za jego pośredników. Czasami bywało to pomocne, ale w rzeczywistości ich rola była zupełnie inna. Szkolili ich w mieście Tundur w północnej części starego imperium. W samej stolicy Metedengladu. Uczyli ich władać bronią, wyzwalać magię, udzielać pierwszej pomocy. Dowiadywali się o najróżniejszych potworach i innych inteligentnych rasach. Można by rzec, że ich rola była błaha. Wyruszali na gościniec, aby nieść ludziom pomoc, ale było ich niewielu i znali się na swoim fachu. Czasem przegonili Disy z wioski, a to zajęli się topielcami, to rozwiązali konflikt czy pomogli rannemu.
- Ano… wąpierza podejrzewam w gospodzie… - rzekł niechętnie.
- Wśród gości?
- Ano.
- Ktoś tu mieszka na stałe?
- Cztery osoby, przyjezdni.
- Z tym poleciał ten chłopak do miasta? – kontynuował Ridder.
- Ano - odpowiedział cicho karczmarz.
- To czemuś na niego rzyć wydarł? – zapytał, a na twarzy rozmówcy pojawiła się ogłupiała mina.
- No wie Kapłan, jak mi się straż zleci to zaraz rozkradną wszystko. Wolę samemu sprawuchę załatwić.
- Więc… ja się tym zajmę za sto tokenów – odpowiedział szybko Ridder.
- Sto!? – karczmarz miał minę, która wyrażała przerażenie zarówno tą kwotą jak i skutkami ewentualnego odmówienia.
- Niech będzie panie Kapłan. Można poznać miano pana Kapłana? – minę miał niechętną, ale wiedział jak się zachować.
- Ridder z Brego.
- Perun z… karczmy – rzekł z wymuszonym uśmiechem, ale przybysz nie zwrócił na to uwagi. Jak na razie nie interesowało go pochodzenie właściciela gospody.
- Daj coś do picia i strawę jakąś. Pogadamy o tym wąpierzu – była późno noc, a Ridder był znużony podróżą. Karczmarz po prędce podał jakieś jadło i piwo. Trunek był podły, a barani udziec przypalony, ale kapłan jadał o wiele gorsze rzeczy.
- No to mówże więcej o tym wąpierzu – powiedział Ridder, kiedy już najadł się do syta.
- No… dziwny z niego gość, nie zabija. Ino kąsa.
Ridder westchnął. Dla niego to nie było dziwne. Wąpierz żywi się ludzką krwią, ale gdy zabiję swoją ofiarę, to tym samym czynią ją podobną sobie. Nie może nawet zabić kogoś jak mu rzyć zawraca. Nie może także zginąć śmiercią naturalną i jest podatny na magię, a oprócz tego nie różnił się niczym od człowieka. Kły wyrastały mu dopiero wtedy, kiedy zabierał się do ucztowania. Ludzie tacy jak Perun z pewnością uważają, że wąpierz w nocy zakłada czarną szatę z kapturem i czci demony.
- Zamykasz szczelnie gospodę?
- Pewno! Ino ja klucze mam.
- Kto wynajął pokój?
- Bidar, Silon i Danken – Perun z wielkim wysiłkiem wyliczał na palach.
- Powiedz o nich coś więcej – kapłan był cierpliwy, od dawna nie miał żadnej roboty, a i sakiewka nazbyt ciężka nie była.
- Ano, Bidar to zwykła moczymorda, ledwo mi sukinsyn za pokój płaci na czas. Silon robi na budowie. Wspominał, że zarobi trochę i wyjeżdża. Myślim, że to on krwiopijcą jest… - powiedział karczmarz drapiąc się po głowie.
- Nie trudź się myśleniem, ja się tym zajmę. Co z Dankenem?
- Ano, nie wim dokładnie. Chyba stary żołnierz z Bachus.
- Dobrze. Daj jeden pokój, musze wypocząć. Jutro zajmę się tą sprawą – powiedział ze zmęczeniem Ridder.
Karczmarz podał mu mosiężny klucz i wskazał schody na górę. W karczmie było tylko kilka osób, kapłan wstał i ruszył na górę. Dotarł na szczyt i stanął w krótkim korytarzu. Po każdej ze stron było pięć par drzwi. Ridder spojrzał na numerek na kluczu i odnalazł swój pokój. Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. W środku było zadziwiająco czysto, przy ścianie po lewej stronie stała szafka, a nad nią lustro. Na końcu pomieszczenia stało rozklekotane łóżko. Kapłan zamknął drzwi na klucz. Podszedł do lustra i uważnie się sobie przyjrzał. Ostatnie lata poważnie go zniszczyły. Twarz miał zmęczoną i powoli starzejąca się. Miał długie czarne włosy. Często zaniedbane. Następnie spojrzał na swoją skurzaną kurtkę. Ona również wymagała drobnej odnowy. Paski były już zdarte, a i kilka dziur by się znalazło. Tym bardziej kapłan potrzebował pieniędzy. Ridder odłożył na szafkę młot. To jedyna naprawdę wartościowa rzecz, którą posiadał. Jednoręczny, ale całkiem spory był wykonany z najlepszego materiału. Kapłani rzadko nim walczyli, była to raczej cecha charakterystyczna tej kasty. Poza tym zwykle mieli też normalne długie miecze. Tak i również było w tym przypadku. Ridder położył ostrze koło łoża i usiadł na podłodze. Zaczął medytować, robił to co wieczór, aby być skoncentrowanym i tracić mniej energii przy czarowaniu. Po godzinie wstał, złożył dłonie w trójkąt, wycelował w drzwi i wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Natychmiast poczuł falę zmęczenia. Rzucił zaklęcie ochronne na wejście do pokoju. Każda osoba, która przekroczy próg tego pokoju, a nie będzie to Ridder, zostanie oszołomiona. Jeśli wywoływacz zaklęcia przekroczy próg to zaklęcie zostanie zdjęte. Takie czary zwykle wymagały dużej kondycji, a kapłan był na skraju wyczerpania. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Nie było wygodne, ale zawsze lepsze od twardej ziemi, albo cuchnących bagien.
Noruj jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem