Nie znam się za bardzo na tym, jak wygląda poziom nauczania w technikach, ale bez przesady łosoś. Jak chciałeś się uczyć podstaw matmy, typu dodawanie/odejmowanie, mnożenie/dzielenie i działania na procentach, to mogłeś zrezygnować z edukacji na poziomie gimnazjum czy podstawówki. Dla mnie też mnóstwo rzeczy to pierdoły, które są mi niepotrzebne, ale nie mam na to wpływu jakiegoś większego. Owszem, mogę sobie ponarzekać, ale to i tak nie zmieni tego, że w maju muszę napisać podstawową maturę z matmy. Jestem z tego przedmiotu kompletną nogą, ale wzięłam sobie korepetycje, zaczęłam się bardziej przykładać, robić więcej zadań w domu i o ile dwa miesiące temu miałam problem, żeby zdać chociażby podstawę, to teraz zdaję próbne matury w granicach 40, 50 procent, co mi wystarcza.
Poza tym to, że w zeszłym roku 20, czy 25 procent nie zdało matury z matmy, raczej nie wynikało z tego, że ktoś jest kompletnym tumanem, tylko z tego, że nic z tym nie robi. A zajmuje się narzekaniem na cały system. Mnie się wiele rzeczy nie podoba w mojej szkole i uważam, że nauczyciele w chuj ograniczają możliwości zdolnych uczniów, ale mogę sobie pogadać. Także zamiast tego wolę się skupić na nauce, żeby zdać przyzwoicie egzaminy, bo nikt tego za mnie nie zrobi. Ani nikt ich nie odwoła dlatego, że system edukacji jest o kant dupy rozbić, no niestety.
A takie pytanie do tych, co piszą w tym roku maturę albo mają to już za sobą: Wasi nauczyciele od polskiego też mieli totalnie wyjebane na wasze prezentacje? Mam na myśli czytanie prac na odpieprz i nie dawanie zbyt wielu wskazówek, które mogłyby tę pracę jakoś polepszyć.
__________________
Emily: I can just see it now, in lights, "Naomi, get to know me".
Naomi: I thought it was quite catchy.
Emily: Yeah, well so's AIDS.
|