|
06-20-2012, 15:22
|
#101
|
Moderator
Zarejestrowany: Aug 2007
Lokalizacja: Trondheim
Posty: 4,354
|
- Niby jak mam mu pomóc? - zapytała Nacia, cicho łkając - Wiesz, że to niemożliwe.
- Wszystko jest możliwe. Tylko ty możesz to zrobić.
- Raczej mój ojciec. Wiesz, że on nie utrzymuje kontaktów z rodziną.
- Chcesz jeszcze zobaczyć Draco czy nie?
Odpowiedzią na te słowa była chwila ciszy. Blaise wzruszyl ramionami. Mial naprawdę smutną minę.
- Tak mi głupio... Kocham Draco.. Zawsze kochałam... Ale po tym, co ostatnio się wydarzyło... Myślę, że nie możemy być razem.
- I nie powinniście - Blaise objął przyjaciółkę ramieniem, a ona przytuliła się do niego. Bylo to cudowne uczucie. Nigdy nie czuła nic do Zabiniego, wiedziała, że jest chłopakiem przyjaciółki, który zawsze potrafił jej pomóc, przy którym mogła czuć się bezpiecznie...
- Zero facetów - uśmiechnęła się przez łzy i wytarła nos rękawem. Wstała.
W sowiarni było ciemno i zimno. Spojrzała na chłopaka, przytuliła go ostatni raz i załapała za rękę, aby pociągnąć za sobą i wrócić do lochów. Było już późno.
- Ja muszę coś jeszcze załatwić. Odpisz mu jak najszybciej. On cię potrzebuje. nacia kiwnęła głową. Razem z Blaisem zeszli po dużych kamiennych schodach. On poszedł z jedną stronę, a ona w drugą.
***
- Nie mogę ci powiedzieć - odpowiedziała Nacia, zakładajac ręce. Udawała, że wszystko jest w porządku. Jakby przed chwila znowu byla na schadzce z jakimiś Ślizgonami ze starszej klasy. Co chwilę zerkała nerwowo to na drzwi do łazienki, to na różdżkę Angeliny. Była zrozpaczona i wściekła, miała ochotę rozszarpać ją na kawałki, wyrwać jej wszystkie włosy i ściągnąć ten wredny uśmieszke z jej ślicznej buźki.
- Posluchaj...
- Nie. To ty posłuchaj. To twój wybór. Albo mi powiesz, co robiłaś dzisiaj z moim chłopakiem, albo Draco dowie się o wszystkim.
Angelina, idiotko, co ty wyrabiasz... Ty o niczym nie wiesz...
- Nie ufam ci na tyle, żeby ci powiedzieć. A już na pewno nie teraz?
- Co proszę? - Angelina z wrażenia aż wstała z łóżka i stała przed Nacią. Dwie Ślizgonki. Przyjaciółki, gotowe rzucić w siebie Niewybaczalnym w każdym momencie. Co zatem je powstrzymuje?
Dopiero po chwili Nacia zauważyła, ze w drugim łóżku nie ma Kaajn.
- Gdzie jest Kaylin?
- Nie licz na to, że będzie z tobą rozmawiać. Nie licz na to, że ktokolwiek będzie chciał z tobą rozmawiać. Suka z ciebie, wiesz? Jak ja mogłam się z tobą przyjaźnić? Myślałam, że...
- Zamknij się już - odpowiedziała chlodno Angelina i zrobiła delikatny ruch różdżką - Raz, dwa... trzy.
Nic się nie zmieniło, ale Nacia i tak wiedziała, co właśnie się wydarzyło. Sowa, która ma Draco Malfoyowi dostarczyć list, w którym zawarta jest informacja, że jego dziewczyna go zdradza, jest właśnie w drodze.
Nacia wiedziała, że nie ma nic do stracenia. I nei miała także cierpliwości. Rzuciła się na Johnsonównę i zgodnie z niewypowiedzianą obietnicą złapała ją za włosy. Obie rzuciły się na podłogę, zaczęły szarpać i tarzać, budząc cały Dom Węża.
- Nienawidzę.cię.mała.podstepna.dziwko.
- TO TY JESTEŚ DZIWKA! KURWISZ SIĘ Z MOIM FACETEM!!!
Wtedy do pokoju wparowaly Kaylin, Christina i Mimid.
__________________
Life is wasted on the living
Ostatnio edytowane przez Nacia1234 : 06-20-2012 o 15:49.
|
|
|
06-20-2012, 16:54
|
#102
|
Omijać szerokim łukiem
Zarejestrowany: May 2007
Lokalizacja: Camelot
Posty: 1,514
|
- Ja pierdolę.
Christina doskoczyła do dwóch walczących zaciekle dziewczyny, które nawet nie zdawały sobie sprawy, ze mają widownię. Złapała siostrę w tali i pociągnęła do góry. Kaajn odciągała w tym czasie Nacię, a Marcelina próbowała odplątać włosy Johnson. Gdy w końcu walczące zostały rozdzielone i stanęły po dwóch stronach pokoju młodsza córka państwa Johnson zapytała:
- Co tu się dzieje? Drzecie się na cały Dom, tłuczecie jak popierdolone mugolki.
- Faktycznie trzeba było użyć różdżki!
Shirley gwałtownie złapała się za tylną kieszeń, na szczęście Kaajn doświadczona w obezwładnianiu niebezpiecznych czarowników, zawczasu wyciągnęła magiczny patyk przyjaciółki i odrzuciła go na łóżko.
- Hahah, nawet nie potrafisz pilnować swojej badziewiastej różdżki. A teraz suko, posmakujesz mojego wyrafinowanego Cruciatiusa.
Angelina przemierzała swoje niewielkie ciało delikatnymi paluszkami. Jednak podróż nie udała się. Odwróciła głowę i spojrzała w oczy siostry, która ciągle, zapobiegawczo ją trzymała. Ta uśmiechnęła się tak, jak tylko Snape potrafi. Dała jej do zrozumienia, że różdżka bezpiecznie spoczywa w jej kieszeni, a swoją trzyma w pogotowiu.
- Poza tym... ile razy mam wam jeszcze powtarzać, że w Hogwarcie nie da się rzucać Niewybaczalnych. Jesteście w szóstej klasie i ciągle o tym zapominacie.
- To bez różnicy. Zabiję ją w typowo mugolski sposób. GOŁYMI RĘKAMI!!
Angelina wypruła do przodu i gdyby nie interwencja Mimid, pewnie doleciała by do Naci i próbowała wyszarpać jej włosy.
- Opanuj się!
- Nie będę się opanowywać podczas gdy ta pieprzona kurwa pieprzy się z moim pieprzonym facetem!
- Jakby był zaspokojony, to bym nie musiała mu pomagać.
- Ty mała, wredna kurewko!
- Szykuje się trójkącik? Ooooo orgia!!
Do pokoju wkroczył Flint z bardzo rozbawionym i lubieżnym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze ci radzę, Flint, wyjdź.
- No daj spokój, Chriss... ja jeden i ... - próbował policzyć wszystkie obecne - ... tyle dziewczyn.
- Dobrze ci radzę, wyjdź.
- Niech zostanie. Więcej świadków, że zamordowałam ją w afekcie. Nie dostanę takiego dużego wyroku.
- Dobra, mniejsza. Jak chcesz to zostań. Teraz mi wytłumaczcie czemu się tłuczecie - zarządziła Kaajn.
- Ta głupia idiotka wysłała list do Draco, że niby go zdradzam, ze Szczęsnym. - odparła Nacia, która zdążyła już trochę ochłonąć i nie zezowała co chwilę na swoją różdżkę.
- No bo go zdradzasz - zauważyła trzeźwo Christina.
- Nieprawda! Nie byliśmy razem w łóżku.
- Aaa, to twoim zdaniem gra wstępna nie jest jeszcze zdradą? - zainteresowała się Rosse.
- Po czyjej ty kurwa jesteś stronie?
- Po żadnej. Staram się zrozumieć o co w tym chodzi.
- Też chciałbym to wiedzieć.
W progu stał Zabini, a krok za nim Pansy. Ich dłonie były nienaturalnie blisko siebie, jakby dopiero przed chwilą rozłączyły się. Wyniosła mina Parkinson też skrywała tajemnicę, której chyba nikt nie chciał odkrywać. Po co wywoływać kolejną burzę?
- Siadaj stary! Laski się biją, tylko kisielu brakuje. - Marcus poklepał łóżko obok siebie. On chyba naprawdę nie miał pojęcia czego świadkiem jest. A działo się wiele, nawet jak na Dom Węża.
- Angelina, wytłumaczysz?
Ale starsza Johnson nie miała w ogóle zamiaru słuchać swojego chłopaka, a na pewno nie miała już zamiaru odpowiadać. Była zajęta wpatrywaniem się w Pansy. Christina i Mimid od razu poczuły napinające się mięśnie dziewczyny. Dlatego zawczasu złapały ją mocniej za łokcie.
- A więc to tak. Mogłeś mi powiedzieć, że już mnie nie kochasz, że ci nie wystarczam. Rozeszlibyśmy się w zgodnie i mógłbyś legalnie pieprzyć się z innymi. Nie rozumiem dlaczego mnie zdradzasz?
Głos dziewczyny wyprany był z wszelakich emocji, gdy przemawiała do swojego chłopaka, wiąż jednak patrząc w oczy Pansy, która najwyraźniej świetnie się bawiła. No cóż, nie co dzień elita ma takie problemy. Nie co dzień, elita się rozpada.
Blaise westchnął głęboko, pokręcił głową i zaczął iść w kierunku swojej dziewczyny.
- Nie podchodź. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Osobiście uważam... - zaczęła Parkinson i bezczelnie weszła do dormitorium.
- Osobiście gówno nas obchodzi twoje zdanie, więc bądź tak łaskawa i zamknij drzwi z drugiej strony.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. Już nie. Lepiej idź do swojego Gryfonka, na pewno bardzo się smuci nie mając cię przy sobie. W końcu to tylko taki malutki, tchórzliwy lewek. No cóż, ale jaka właścicielka, tak samo bezużyteczny i beznadziejny zwierzaczek.
Pansy poszybowała do tyłu, uderzyła w ścianę i zjechała po niej na podłodze. Christina stała natomiast z wyciągniętą różdżką, nie bacząc na to, iż jej siostra jest wolna, bo Mimid podbiegła do nieprzytomnej dziewczyny. Dopiero teraz Flint przeraził się nie na żarty i zaczął reagować. Chciał odebrać Johnson broń, ale ta wycelowała w niego i z groźnym błyskiem w oku zapytała, czy chciałby do niej dołączyć.
Angelina natomiast korzystając z chwili zamieszania wyszarpała swoją różdżkę z kieszeni siostry i ponad jej ramieniem rzuciła urok z Nacię. Zaklęcie na szczęście nie trafiło w dziewczynę, ale spowodowało, że Kaajn puściła ją i obie spadły na łóżko. Shirley odzyskawszy swoją broń również zaczęła rzucać zaklęcia. W tej chwili każdy trzymał w dłoni różdżkę i miotał zaklęciami na ślepo. Klątwy, uroki, tarcze mieszały się ze sobą. Zieleń, czerwień, żółć i biel łączyły się ze sobą potęgując moc zaklęć. Co jakiś czas słychać było dźwięk rozwalanej ściany, palonego plakatu, bądź rozrywanej na strzępy poduszki.
- Sectumsempra!
Christina ze zgrozą patrzała jak czerwony (?) promień mknie od różdżki Angeliny wprost na Nacię. Chciała coś zrobić, ale Marcus w końcu ją obezwładnił i teraz trzymał ją od tyłu, w żelaznym uścisku. Sytuacja Marceliny też nie przedstawiała się najlepiej. Leżała na łóżku, odrzucona jakimś lekkim zaklęciem, a jej różdżka znajdowała się po drugiej stronie pokoju. Kaajn siedziała na podłodze i trzymała się za głowę nucąc coś cicho i kiwając się do rytmu. Zabini był zbyt sparaliżowany, żeby jakkolwiek zareagować.
Czerwony pocisk zbliżał się nieuchronnie do dziewczyny, która zamiast użyć jakiegoś inteligentnego zaklęcia, zasłoniła się tylko rękami. Nagle promień zmienił tor i wyrżnął w ścianę, zostawiając w niej ogromną dziurę.
- W tej chwili. Wszyscy. Do mojego gabinetu.
***
- Panna Parkinson nadal nie odzyskała przytomności, obawiam się, że trzeba będzie odesłać ją do Świętego Munga. Wydaje mi się, że to jakaś złożona klątwa. Chyba nawet czarno magiczna - szkolna pielęgniarka zniżyła głos do szeptu, chociaż i tak stali na tyle daleko, że uczniowie ich nie słyszeli.
- Dziękuję pani Pomfrey, za tę... specjalistyczną diagnozę. Osobiście zajmę się dochodzeniem. A co z panną Ross?
Zmierzyła go wzrokiem, który świadczył o jej niepewności co do zapewnień nauczyciela. Jednak obowiązki pielęgniarki zwyciężyły.
- Czuje się już lepiej. Przestała trzymać się za głowę i kiwać. Śpiewanie też już ustaje.
- Dobrze. Dziękuję. Przyjdę do nich, jak tylko skończę.
- Ale tak nie można, profesorze! Oni też potrzebują opieki medycznej.
To akurat była prawda. Na przykład policzki i przedramiona Christiny zdobiły długie i wąskie krwawiące rany. Wskazujący palec Mimid nie dosyć, że wyginał się dziwnym kierunku, to zmieniał co chwilę kolor. Angelina miała przepaloną szatę na brzuchu, a ciało zdobiły bąble. Nacia natomiast na pierwszy rzut oka nie odniosła żadnych ran, ale uporczywie odmawiała otwarcia ust. Dziwnym trafem męska część towarzystwa nie ucierpiała w tym starciu. Szczęściarze.
- Wytrzymają jeszcze chwilę. Dziękuję.
Odwrócił się plecami do kobiety i ruszył w kierunku biurka. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły zapytał.
- Kto rzucił to zaklęcie na Parkinson?
- Ja. - przyznała Christina
- Czy ty czasem używasz mózgu? To zaklęcie jest czarnomagiczne!
Skomentowała to wzruszeniem ramionami. Nauczyciel pomasował swoje skronie.
- A teraz, chcę wiedzieć co tam się w ogóle działo.
|
|
|
06-20-2012, 19:04
|
#103
|
Moderator
Zarejestrowany: Aug 2007
Lokalizacja: Trondheim
Posty: 4,354
|
- Co działo się w waszym dormitorium? - Snape powtórzył pytanie, tym razem jednak dobitniej. Wciąż nie otrzymał odpowiedzi - Hm... W takim razie będę zmusozny użyć innych środków...
Trzymał w dłoni swoja różdżkę, a druga ręką gładził ją delikatnie jak najdroższy skarb.
- Nic się nie działo.
- Mała kłótnia - rzucił Blaise, wstał i poprawił swoją szatę - Czy możemy już iść?
- Iść? - zapytał Snape, jakby pierwszy raz w życiu słyszał to słowo - Nigdzie nie pójdziecie. Chyba że do domu, kiedy wyrzucą was ze szkoły.
Angelina wstała, pdoeszła do profesora i położyła mu rękę na ramieniu, mówiąc:
- Ależ proszę pana... wyrzuciłby pan ze szkoły nas... swoich ukochanych Ślizgonów?
Z drugiej strony to samo zrobila Christina. Dziewczyny pochyliły się w jego kierunku i uśmiechały przymilnie. Trwało to chwilkę, aż w końcu Blaise kaszlnął. Flint udawał, że nei widzi, co się dzieje.
- Panno, Sharp, dość - stwierdził Snape stanowczo i jednym machnięciem różdżki sprawił, ze Nacia stanęła na baczność. Po chwili potrząsnęła głową i powrócila do normalnego stanu. Spiorunowała Angelinę spojrzeniem.
- Czy moglibyśmy już iść? - zapytał Zabini, stapając z nogi na nogę ze zniecierpliwienia. Reszta Slizgonów potrząsnęła głowami, a okrzyki aprobaty dało się słyszen anwet zza parawanu, za którym pani Pomfrey męczyła swoich pacjentów.
Severus Snape westchnął:
- Idźcie. Naprawdę mam ciekawsze rzeczy do robienia o pierwszej w nocy w sobotki... a właściwie niedzielny wieczór...
Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, wykonał zamaszysty ruch swoja czarną szatą i wyszedł. Na sali rozległy się śmiachy. Zaiste, ciekawe, jakie zajecia mógł miec tłustowłosy, aczkolwiek kochany profesorek o tej porze... Ugh... Chyba woleli tego nie wiedzieć.
Angelina rzuciła wszystkim obecnym rozżalone spojrzenie i poszła do Kaylin. NAcia i Zabini chcieli ruszyć za nią, ale jej siostra powstrzymała samym spojrzeniem.
- Nie teraz - szepnęła.
Kiedy wychodzili ze Skrzydła Szpitalnego, slyszeli jeszcze chichoyt Kaylin.
- A wiecie, że Blanca jest z Cedricem? Ha, ha...
Jeżeli zaraz się stąd nie wydostanę, to chyba oszaleję... Tak, oszaleję po prostu...
Draco już powoli zasypiał, co było trudne w obecnych warunkach. Max Chanel, jeden z jego współlokatorów, nucił pod nosem jakąś francuską piosenkę używając do tego swojego delikatnego, rozanielonego głosu. A Tracey Davis, jego najlepszy przyjaciel, chrapał w najlepsze. Do tego wszystkiego dołączylo zmartwienie: dlaczego ona nie odpisuje?
Wiedział, że jego dziewczyna go nie zawiedzie. Mimo, iż byl świnią, zawsze mógł na nią liczyć. Jej ojciec pracowal w Szpitalu Magicznych Chorób we Francji i tylko on mógł pomóc im się stąd wydostać. A przynajmniej wiedział jak.
Wtedy rozległo się stukanie do szyby. Szybko zwlekł się z łóżka, a właściwie zeskoczył, prawie skręcajac sobie kostkę. Podbiegł do szyby i zobaczył małą sówkę, trzymającą w dziobie list. Nie miał przysmaku dla sów, by jej dac i natychgmiast ją odprawić, więc wpuścił ją do środka i z powrotem zamknął okno.
List był zwinięty w rulonik i zawiazany piękną zieloną wstażką. Jak zwykle, kiedy pisała jakaś dziewczyna. I zdecydowanie nie był to Blaise. Otworzył i zaczął czytać. Po chwili zwinął list, schował pod poduszkę i nie zważając na nic rzucil się na łóżko. Nie wiedział, ile tak leżał. Czy to się dzieje naprawdę? Zresztą, jakie to ma znaczenie...
__________________
Life is wasted on the living
|
|
|
06-20-2012, 22:24
|
#104
|
Fan "Strefy 11" i tarota
Zarejestrowany: Jul 2011
Lokalizacja: myslovitz (;
Posty: 91
|
Booooże ;o
Z wrażenie nie mogę pisać, haha
Zdecydowanie nie wiem co ;x
__________________
'And it feels
And it feels like
Heaven's so far away
And it feels
Yeah it feels like
The world has grown cold
Now that you've gone away'
|
|
|
06-20-2012, 22:39
|
#105
|
Urodzony, by rządzić światem
Zarejestrowany: May 2007
Lokalizacja: Grimmauld Place 12
Posty: 4,556
|
Snape odpuścił? Pozwolił Ślizgonom tak po prostu odejść, gdy jeszcze chwilę wcześniej groził im opuszczeniem szkoły? To zdecydowanie było podejrzane, ale w tym momencie osoby, z którymi dzielił pomieszczenie nie były w stanie tak tego odebrać. Atmosfera wśród elity odkąd Malfoy, wraz z Davisem przenieśli się do Beauxbatons, coraz bardziej się zagęszczała. Tajemnice. Jeżeli spojrzeć w przeszłość to w domu węża wszystko zawsze kręciło się w okół nich, każda kłótnia zaczynała się niewypowiedzianymi słowami, wystarczyło, że coś zaczynało być podejrzane. Gdyby ktoś z biorących udział w wypadku w jednym z dormitoriów, zatrzymał się na chwilę na ocenie zachowania Snape'a, od razu domyśliłby się, że ich opiekun wcale im jeszcze nie odpuścił. Stanowczo coś wiedział, ale to coś było jeszcze zbyt małą cząstką tego co faktycznie mogło się teraz rozgrywać wśród elity. Poza tym nie mógł tak nagle zawiesić tak dużej grupki uczniów. Musiałby się tłumaczyć dyrektorowi, zresztą wyczuwał, że i tak niedługo padnie w jego stronę nieco pytań z ust Albusa. Czym później, tym lepiej. Ta dewiza w jego mniemaniu, w tym momencie była idealna.
- Angelina...
Mimo wzroku, którym obdarzyła go Christina, Blaise spróbował się skomunikować ze swoją dziewczyną. Co prawda, znał ją na tyle, że wiedział jaka będzie reakcja, a przecież nie mógł udzielić jej teraz informacji, które by ich pogodziły. Jeszcze nie w tym momencie. Tylko co jeżeli, gdy już się z nią nimi podzieli, to ich związek nie wróci do normy. Właściwie jak ona mogła uważać, że ją zdradza? Do cholery, każdy facet czasem spojrzy na inną dziewczynę, ale przecież niczym nie zawinił. W prawdzie teraz przestawał być tego taki pewny, może coś przeoczył?
- Jeżeli nie chcesz mi objaśnić całej sytuacji dokładnie, to sobie daruj. - Johnson nawet się nie odwróciła.
Dokładnie tak jak Zabini podejrzewał. Dziewczyna oparła się o parawan, wpatrując w Kaylin, tak by nie wybuchnąć na powrót złością. Mało brakowało, a by go doprowadziła do upadku. Prowizorka! Tylko właściwie czemu miałby być przyczepiony mocno do podłoża? Nie służył do opierania, chociaż w tym momencie mógłby. Blaise naprawdę chciał jej wszystko powiedzieć, chciał, ale po prostu nie mógł. Skoro Nacia nic nie wypaplała w sytuacji, gdy padały takie groźby, na kogo by wyszedł, mówiąc Angelinie wszystko, już po niewygodnym dla Shirley, liście do Draco?
- Tak właśnie myślałam. - W środkowej części jej dłoni pojawiały się dziurki, po paznokciach, które do nich wbijała. Pomyśleć, że taka niziutka dziewczyna, ma tyle siły i wytrzymałości.
Nie było sensu nic odpowiadać, wszystko mogło pogorszyć obecną sytuację, a pomysłów na jej polepszenie brakowało. Ludzie zaczęli się rozchodzić, tak, że powoli zostawały tylko osoby, które nie miały wyboru. Gdy pani Pomfrey na powrót pojawiła się w głównej części Skrzydła Szpitalnego nawet nie musiała nikogo wyganiać, ale czy wyglądała z tego powodu na szczęśliwą? Raczej nie bardzo. Przyzwyczajenie robi swoje.
__________________
Jestem Angie Davis - The last one of Slytherin heiress !
~
Kto jest Śmierciożercą? Ja! Ktoś o tym wie? Może rzucę na niego Avada Kedavra?
~
Od cnót Gryfonów, kretynizmu Puchonów i wiedzy o własnej wszechwiedzy Krukonów, chroń nas Slytherinie!
~
Do You want to get to know me? I'm sorry... You can't... I'm available only for "friends" and popular persons...
Cały mój profil
Ostatnio edytowane przez Angela Johnson : 06-20-2012 o 23:04.
|
|
|
06-20-2012, 23:14
|
#106
|
Praktykant Voodoo
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 749
|
Uprzedzam, że takie sobie. Lepiej mi się pisze w nocy, duuużo lepiej ;D
Następnego dnia cała szkoła huczała od plotek. Doszło nawet do tego, jakoby pięć dziewczyn ze ślizgońskiej elity miało przywołać Czarnego Pana, by zabił Harrego Potter’a. Mogło to być dość zabawne, gdyby nie to, że elita naprawdę miała problem. I to największego kalibru. Zostali zawieszeni w prawach ucznia i na dniach mieli się spodziewać wyroku. Byli o krok od wydalenia ze szkoły.
W lepszej sytuacji byli chłopcy. Powołano ich jedynie na świadków, nie odnieśli żadnych obrażeń a w niektórych kręgach uczniowskich zostali nawet mianowani na bohaterów.
Oskarżone dziewczyny były towarzysko trędowate. Nikt nie chciał mieć z nimi NIC wspólnego.
- Przynajmniej mamy więcej miejsca przy stole – próbowała zaśmiać się Christina, wywijając w misce z owsianką. Dzisiaj był dzień powrotu Kaylin ze Skrzydła Szpitalnego. Razem powinno im być raźniej. Gdyby nie to, że Angelina nadal nie akceptowała towarzystwa Naci. Z wzajemnością.
Siedziały zatem po dwóch końcach stołu a reszta elity co jakiś czas dzieliła się na dwa obozy. Próbowali namawiać zawistne Ślizgonki do rozejmu.
Bezskutecznie.
- Angelina, zjedz coś – zarządził Flint, nakładając na jej talerz wielką, tłustą kiełbasę. Christina spojrzała na niego jak na idiotę. Nawet ona by jej nie ruszyła.
- Spadaj Markus. Idę.
- Gdzie idziesz?! – zawołała młodsza Johnson do wstającej już siostry. Ta wzruszyła ramionami i czym prędzej opuściła Wielką Salę.
Nie czuła się najlepiej, a jej samopoczucie idealnie odzwierciedlał wygląd zewnętrzny. Tej nocy nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, w wyniku czego ma podkrążone oczy. Bąble na ciele co prawda znikły, ale ślady po nich mają być widoczne do tygodnia. I nade wszystko klnęła na swój brak opanowania.
Nie rozegrała tego najlepiej. Nie tak miało być. Nikt miał nie widzieć tego szantażu. A najgorsze było to, że w czasie gdy ona próbowała się dowiedzieć prawdy od swojej NIBY przyjaciółki, jej chłopak pieprzył się z zabaweczką Draco. Ohydną, obrzydliwą kurewką Pansy Parkinson. Słyszała, że ponoć nawet nienormalnych mugoli diagnozuje się chorobą Parkinsona. A on ją zdradził z kimś takim.
Jej świat się zawalił.
*** Nacia dłubała w talerzu z zacierkami, podpierając się łokciem. Nie tak chciała oznajmić Draco, że nie ma zamiaru na niego czekać. Idiotka z tej Angeliny. Skończona kretynka. A na dodatek jak wyrzucą ją ze szkoły to chyba będzie skazana zostać mugolem. Rodzina w życiu tego nie zaakceptuje. I tak dobrze przynajmniej, że nie grozi im Azkaban.
A figa, że dobrze. Jest tragicznie.
- Tak w ogóle co się naprawdę wczoraj stało? – zapytała Blanca, która do trzeciej w nocy spędzała czas z Cedrickiem i wydarzenia z nocnej bitwy znała jedynie z plotek. A jakoś trudno było jej uwierzyć, że Christina jednym zaklęciem zwołała przez okno gryfa. Przecież ich pokoje są pod wodą, a gryfy nie nurkują!
- Nieważne – mruknął Blaise, patrząc za odchodzącą Angeliną. Dopiero teraz Nacia zauważyła, że chłopak siedzi obok niech. Spojrzała na niego mało przytomnie, lecz zaraz jej oczy zwęziły się.
- Co ci odjebało z tą pokraką Pansy?! Postradałeś rozum?!
- Ciszej… Do niczego nie doszło… Po prostu była hmm miła. Potrzebowałem wsparcia od kogoś kto nie przyjaźni się z moją dziewczyną.
- Ty już nie masz dziewczyny a ja na pewno się z nią nie przyjaźniłam – zaznaczyła ponuro Nacia, wzdrygając się, gdy do Wielkiej Sali nadleciało stado sów. Wypatrywała zestresowana, czy jakaś nie siada na jej ramieniu. Co prawda było to mało prawdopodobne, by Draco zdążył odpisać tak szybko i wysłać list, ale nie niemożliwe. Chciała to mieć za sobą.
Albo w ogóle nie dostać żadnego odzewu z jego strony.
Albo jednak by napisał tylko zwykłe OK.
Albo nie wiem.
- Mam nadzieje, że jednak mam – wyszeptał Blaise patrząc rozpaczony w talerz. Wiedział do czego była zdolna Angelina pod wpływem złości. Jeszcze gorzko pożałuje tych wydarzeń. O ile zdąży się zemścić przed wydaleniem ze szkoły.
***
Angela siedziała po środku stołu i spokojnie rozmawiała z Mimid. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółki były takie głupie. Czarnomagiczne zaklęcia bez opanowania? Co to, przedszkole? Przecież Czarny Pan je wszystkie uczył kontroli nad sobą. Jak wylecą ze szkoły, on się wszystkiego dowie, ba możliwe, że się ich wyprze. Zależy mu na młodych, wykształconych rekrutach.
Pomachała na to tylko głową. Może jej wuj, Syriusz Black mógłby pomóc. W końcu Dyrektor ma chyba jeszcze u niego niespłacony dług.
***
Angelina spojrzała w dół. Z perspektywy parapetu zamek wydawał się być jeszcze większym. Z perspektywy stania na parapecie upadek mógł trwać chyba z godzinę.
- Szkoda by było.
Ślizgonka szybko obejrzała się za siebie. Trochę zbyt gwałtownie, niebezpiecznie przechyliła się na drugą stronę. Przed nią stał, a raczej wisiał Krwawy Baron.
- Czemu by nie? Zostałabym duchem – odpowiedziała, siadając ostrożnie na parapecie. Patrzyła badawczo na rezydenta Slytherinu. Baron znany był ze swojej niedostępności i raczej nie rozmawiał z uczniami. Był całkowitym przeciwieństwem tego dziwaka, Bezgłowego Nicka.
- Co jest potem?
- Nie wiem. Przecież jestem duchem – odpowiedział bezbarwnie duch, po chwili zastanowienia dodając – tylko tchórze zostają duchami.
- Dlatego rezydentujesz Domowi Węża? – zapytała bezczelnie Angelina, przyglądając mu się uważniej. Nigdy nie zdradzał żadnych emocji – Do samobójstwa chyba trzeba mieć odwagę?
- Tylko do podjęcia decyzji. Sam czyn jest… prosty. Ty nie podjęłaś jeszcze decyzji.
- Nie musiałam. Muszę się przecież zemścić.
Angelina uśmiechnęła się jadowicie i zeskoczyła z parapetu przenikając przez Krwawego Barona. Wzdrygnęła się po lodowatym powietrzu i ruszyła szybko przed siebie, nawet się nie oglądając. Skoro i tak ma wylecieć z Hogwartu, ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Miejmy nadzieje, że Christina myśli podobnie.
__________________
"Może ten baron dusz, anioł stróż przegrał w karty z diabłem. A rano już ludzie wzięli szable i bagnet"
***
Skoro nie mam nadziei, abym jeszcze zaznał,
Niepewnej chwały określonej chwili.
Skoro nie sądzę.
Skoro wiem, że nie zaznam,
Prawdziwej mocy, która przemija.
Skoro nie mogę pić,
Skąd piją kwiaty drzew i źródła rzek,
***
bo nic tam już nie ma.
|
|
|
06-21-2012, 23:29
|
#107
|
Moderator
Zarejestrowany: Aug 2007
Lokalizacja: Trondheim
Posty: 4,354
|
Tracey Davis obudził się ranow malutkim pokoju z trzeba łóżkami.
- Beauxbatons, no tak - mruknął i zwlekł się złóżka. Jesli można było ufac zegarowiwiszącemu na ścianie, a prawdopodobnie tak, to lekcje zaczynały się za godzinę. Zaklęcia ze śmieszna nauczycielka, ktorej twarz i budowa ciała przypominała ropuchę, a ubiór klauna. Spojrzał na łóżko obok. Było pościelone i puste. Wtedy zdecydował się podnieść wzrok. Jego drugi współlokator stal przed lustrem i poprawiał swój krawat. Najwyraźniej zauważył, że Nowy już nie śpi.
- Twój przyjaciel wymknął się w nocy. Ach, i nie myśl, że to on zostawił po sobie taki porządek - zmarszczył nos - Po prostu ja nie lubię bałaganu.
- Nie liczyłabym na to, Zabini - Nacia położyła rękę na ramieniu Ślizgona - Mówiąc szczerze.
- Czy ty nie potrafisz być miła chociaż przez chwilę? - zapytał z wyrzutem. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Starałam się pomóc. Lepiej pójde spożytkować ten czas inaczej, bo chyba nie ma sensu marnować go na kogokolwiek w tym gronie - wstała, lustrujac spojrzeniem wszystkich z elity.
- Dobra, dobra - Blaise złapał ją za rękę i pociągnął w dół tak, aby z powrotem usiadła na swoje miejsce - Już się tak nie wkurzaj. Idziemy na błonia?
Ostatnie zdanie wypowiedzial do wszystkich. Ale nikt nie miał ochoty wychodzić i narażać się na wściekłość Angeliny. Mimo że była niedziela, a pierwsze wiosenne słońce zaczynało już przygrzewać.
Tak, naprawdę zaczynała się wiosna. Ludzie łaczyli się w pary, wszędzie było widać uśmiechy i słychac śmiechy, ludzie zrzucali z siebie szaty i wskakiwali do jeziora, by potem wyskoczyć z niego z piskiem i strachem w oczach. Ale to byl Hogwart. Inny mieli o wiele cięższą sytuację.
Chlopack o włosach koloru blond stal w wielkiej auli jeszcze większego budynku. W ręku trzymał walizkę i rozglądał się na wszystkie strony. Na końcu sali stało biurko, a za nim siedziała czarnowłosa czarnownica w okularach. Towarzyszyła jej jedna świeca, wokół było ciemno. Zreszta czego można bylo spodziewać się o godzinie 4 nad ranem.
- Szukam pana Alexandra Shirley'a.
Czarownica przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy. Po chwili wzięła pióro, kałamarz i kawałek pergaminu. Naskrobała coś na nim pospiesznie i włozyla do dzioba wielkiego puchacza. Mruknęła jakiś nieznany Malfoyowi adres, po czym sowa wyleciała przez wielkie okno.
- Proszę usiąść - powiedziała czarownica. Draco kiwnął głową i osłuchał jej polecenia.
- Więc długo masz jeszcze zamiar gniewać się na Nacię? - zapytała Christina mierząc sukienki z szafy swojej siostry. Na wszystkie patrzyła krytycznym okiem - Och, przecież nie mogę pójść w tym na randkę z Georgem. Poza tym jest trochę przyciasnawa...
Próbowała ściągnąć z siebie sukienkę, ale nadaremnie. W końcu starsza Johsonówna wstała i pomogła jej rozpiąć suwak. Udawała, że nie dosłyszała pytania.
- Słuchaj, ja też nie wiem, co się dzieje. Ale to nie jest powód, żeby traktować tak przyjaciółkę.
- Najwyraźniej nie była moją przyjaciółką skoro robi to, co robi - Angelina wróciła na swoje łóżko, oparła się o ścianę i zrobiła obrażoną minę. W tym ostatnim akurat miała doświadczenie.
- Nic się nie dzieje. Co z tobą? Ostatnio cię nie poznaję. - powiedziala Christina i do jej głowy przyszła jedna, dziwna myśl. Czemu by nie napisać do Hektora? Może on ją ogarnie... Najlepiej zrobić to od razu...
__________________
Life is wasted on the living
Ostatnio edytowane przez Nacia1234 : 06-22-2012 o 20:51.
|
|
|
06-22-2012, 15:03
|
#108
|
Czytelnik horoskopów
Zarejestrowany: Jun 2012
Lokalizacja: Hogwart
Posty: 14
|
Kiedy wszyscy byli na śniadaniu, w salonie zostali tylko Nicole i Zabini siędzący na przeciwko siebie przy kominku oraz grupka pierwszaków grających w Eksplodującego Durnia i dwoje czwartoklasistów siedzących pod oknem przy stoliku grając w szachy Nicole zagadnęła Czarnoskórego chłopaka.
-Blaise...-zaczęła spokojnie blondynka.-Czemu nie powiesz nawet Naci co planuje Draco z Davisem?
-Co?!-oburzył się chłopak.-Co ty wygadujesz? Że co niby planują?
-Dobrze wiesz co. I nie udawaj, że nie wiesz.
-Okej-odezwał się po chwili ostrożnie.-Jeżeli niby wiesz o tym, o czym nie powinnaś to powiedz o co ci łaskawie chodzi.
-Dobrze. A więc...-Blondynka przemówiła z typowo Ślizgońskim uśmieszkiem.- w wieeelkim skrócie Draco z Davisem chca sobie narobić kłopotów, aby wylecieć z Beauxbatons. A że są nie pełnoletni i muszą sie uczyć wrócą do Hogwartu, po czym Davis zamieszka z Draco.
Blondynka wszystko odpowiedziała na jednym tchu, a Ślizgonowi rozszerzyły sie oczy do wielkości galeonów.
-S-skąd wiesz?-przeraził się chłopak.
-Czyli nie zaprzeczasz...
-Nie zaprzeczam!-Zdenerwował się.-Ale skąd wiesz?!
-Przez przypadek usłyszałam.
-Yhym..-mruknął Ślizgon z aprobatą.-Przez przypadek.
-Owszem przez przypadek-zdenerwowała się dziewczyna-Lecz teraz tego, kurwa nie rozwijaj, a mi daj dokończyć to co mam ci do powiedzenia!
-Okej, okej. Tylko się nie denerwuj. Nie znam cię i nie wiem na co cie stać, a teraz kontynuuj.
-No więc-zaczeła znów z szyderczym uśmiechem.-Ślizgońska 'Elita' przez to, że nic nie wie co planują chłopcy się rozpada...
-Ale ty nawet nie należysz do nich!
-Trudno! Nie denerwuj mnie lepiej, kurwa bo jak mówiłeś nie wiesz na co mnie stać! Więc jeżeli ty im nie powiesz to ja to zrobię.
Kiedy Nicole wypowiadała ostatnie zdanie już przy kanapach stała rozpadająca się Ślizgońska Elita. Z zaciekawieniem spojrzała na blondynke siędzącą na fotelu Christina i sie wtrąciła.
-Komu cos powiesz, jeżeli on tego nie zrobi?-zapytała Christina, po czym dodała.-A w ogóle o co chodzi?
-No więc, jeżeli on wam czegoś nie powie to ja to zrobię. A chodzi o naszych kolegów, ktorzy obecnie przesiadują w Francji...
Uśmiechnęła sie szyderczo ponownie do kolegi z którym dyskutowała.
-Dobrze, powiem im, ale...
-Nie ma kurwa, 'ale' mów i już!-Nicole była już na skraju wytrzymałości.-Rozumiem. Przeszkadzają ci inni, którzy przebywają w tym pomieszczeniu. Już się tym zajmuję.
Dziewczyna zmierzyła jego wzrokiem po czym wstanęła z foteli podeszła najpierw do pierwszoklasitów.
-Czemu nie udajecie się na swoje lekcje?-Zaczęła spokojnie, co było teraz dla niej trudne, gdyż kipiła w niej złość.
-No bo my teraz nie mamy nic.-Odpowiedział jeden z pierwszaków, który grał razem ze swoimi kolegami w eksplodującego durnia.
-Dobrze...-Nicole westchnęła i zastanowiła się co powiedzieć.-Jakby to wam delikatnie powiedzieć. Idziecie, kurwa teraz, albo do swoich dormitoriii, albo udajecie się na przechadzkę po szkole, ale przez najbliższe pół godziny nie chcę was tu kurwa widzieć! Zrozumieliście?!
Przestraszone pierwszaki uciekły na górę do swoich dormitorii. Elita spogląda cały czas na Nicole zdziwiona, że ta potrafi tak zwymyślać i tak się zdenerwować na innych. Blondynka teraz podeszła już do stolika przy którym, dwaj chłopcy grali w szachy po czym jeden od razu powiedział.
-Już idziemy tylko skończymy tą partię.
-Nie. Wychodzicie stąd natychmiast! Nie jesteście do jasnej cholery Krukonami, aby wysilać tak swój mózg na durne szachy!
Chłopcy przerażenie, schowali szybko swoje komplety szachów i z przerażeniem pobiegli w stronę swoich pokoi. Dziewczyna z powrotem usiadła na miejsce na którym przed tem siedziała.
-Lepiej usiądźcie Zabini ma wam coś ważnego do powiedzenia.
Grupka osób usiadła, a Nicole zauważyła, iż w tłumik wmieszała się Ślizgonka o twarzy mopsa. Nicole od razu spojrzała na nia piorunującym spojrzeniem.
-Powiem ci grzecznie Pansy. Wypierdalaj stąd!
-Bo co mi zrobisz?-Zacmokała dziewczyna, co zdenerwowało Nicole i już stała z wyciągniętą w jej stronę różdżką.-Okej. Spokojnie. Już sobie idę.
Dziewczyna spojrzała na Zabiniego i czekała, aż przemówi.
__________________
Ślizgonka z Krwi i Kości!
Ostatnio edytowane przez Nicoleee : 06-22-2012 o 19:59.
|
|
|
06-22-2012, 21:40
|
#109
|
Moderator
Zarejestrowany: Aug 2007
Lokalizacja: Trondheim
Posty: 4,354
|
- Nicole, weź się uspokój - powiedziala Nacia, która stała za fotelem Christiny w kapciach i zielonym szlafroku z godłem Slytherinu. Dziewczyny byly trochę nieogarniete z racji tego, że nie zdązyly na śniadanie. Niektóe miały turbany na świezo umytych głowach. Słowa Naci dało do Zabiniemu chwilę do namysłu. Westchnął głęboko i rozgladnął się po wszystkich dziewczynach i chlopakach z elity. Angelina zmrużyła oczy, a jej siostra patrzyła na niego spod byka. Kaylin zrobiła krzywą minę i czekała ze zniecierpliwieniem. I doczekała się. Zabini zaczął śmiać się do rozpuku.
- Dobra, ja nie mam na to czasu - powiedziała Nacia, odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego dormitorium. Jej śladem poszła Kaylin i Blanca, a Marcus Flint w towarzystwie Mimid i Blanki wyszli z Pokoju Wspólnego, aby zdążyć jeszcze na śniadanie. Zostały tylko siostry Johnson i Nicole.
- No dalej, powiedz im - Nicole założyła ręce i tupała nogą ze zniecierpliwienia - Mów!
Wykrzykujac ostatnie słowo walnęła Zabiniego w głowę. Chłopak wciąż nie mógł przestać się smiać.
- Uważaj sobie - Angelina, mimo że ostatnio była naprawdę zła na swojego chlopaka, nie mogła odpuścić takiego zachowania Ślizgonce, która nawet nie jest w elicie i próbuje wkupić się do niej jakimiś parwszywimi sposobami. Wstala i popatrzyła na nia z góry.
- Powiesz im czy nie? - Nicole nie dawała sposobu. W końcu Zabini odpowiedział:
- Nic takiego się nie stało. Draco do nas nie pisze, bo... złamał nogę... Nie chciał, żeby Nacia się martwiła.
- I to jest takie śmieszne? - rzuciła Christina i wyszła z Pokoju śladem Flinta.
- Ona i tak już go zdradzila - Angelina nie miała zamiaru odpuścić - A teraz zostawię was samych. Bardzo dobrze. Och, Nicole, może zdradzić ci kilka łózkowych trików?
A potem dodała jeszcze teatralnym szeptem:
- Ojej, ale ty przecież jesteś jeszcze dziewicą.
Po lekcjach ze Ślizgonami, Gryfonami i Puchonami, na których wyjątkowo nie dzialo się nic ciekawego (bo nie można było za taką rzecz uznać zielarstwa, na którym nauczycielka znowu oberwała po twarzy od jakiejś rośliny, czy przejęzyczeń Hagrida) elita już nie siedziała na błoniach razem. Wszyscy podzielili się na grupki. Przede wszystkim Christina i Angelina, za którymi ciągle biegała Nicole, olewajac swoja najlepszą przyjaciółkę Blankę, która swoją drogą nie pozostała jej dłużna i większość czasu spędzała ze swoim chłopakiem, pusząc się jak paw - przynajmniej według Gryfonów i Puchonow. Nacia i Kaylin ciągle oczekiwały wieści od swoich chłopaków, ale one mimo upływu czasu wciąż nie nadchodzily. Zabini trzymał się ze Szczęsnym i Flintem. Dwoma podrywaczami, któryz po prostu... spędzali czas ze swoimi dziewczynkami.
__________________
Life is wasted on the living
Ostatnio edytowane przez Nacia1234 : 06-22-2012 o 22:50.
|
|
|
06-22-2012, 22:17
|
#110
|
Omijać szerokim łukiem
Zarejestrowany: May 2007
Lokalizacja: Camelot
Posty: 1,514
|
Christina machnęła różdżką i pod rozłożystym dębem spoczął zielono-szary kocyk. Angelina rzuciła się na niego, jeszcze za nim siostra wyczarowała kilka poduszek.
- Myślałam, że poza lekcjami nie wolno czarować. - powiedziała Nicole siadając z brzeżku. Johnsonówny spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.
- Na jakim ty świecie żyjesz?
Młodsza siostra zagarnęła jedną z poduszek pod głowę i położyła się. Przez chwilę obserwowała małego ptaszka, który rozsiadł się na gałęzi. Potem jednak zamknęła oczy i próbowała zapomnieć o ostatnich dniach. Obiecała Georgowi, że ogarnie całą sytuację, ale chyba jednak nie dawała rady. Czekała teraz na odpowiedź od brata, Hektora. Być może on uspokoi trochę Angelinę, która nie zamierzała godzić się z Nacią. Na razie jednak słuchała jak Nicole próbuje wciągnąć Johnson w rozmowę. Bezskutecznie.
***
Zabini co chwilę spoglądał w stronę dębu, czy konkretniej mówiąc w stronę swojej dziewczyny. Tfuu, to już nie jest jego dziewczyna. Zaprzepaścił kilka lat pięknego związku. I to dla kogo? Dla tlenionego idioty i dziewczyny o urodzie psa.
- Stary, wyluzuj. Jak kocha to jej przejdzie.
Flint jak zwykle tryskał dobrym humorem. Jako jedyny z elity jakoś nie bardzo przejmował się faktem wyjazdu Davisa i Malfoya. No bo w końcu da się żyć bez nich. Może nawet jest lepiej? Nikt nie narzuca ci swojego zdania, poprawiając przy tym blond grzywki.
- Problem w tym, że nie jestem już pewny, czy mnie kocha.
- Zawsze można zastąpić jedno uczucie innym.
Pansy przysunęła się do chłopaka, niby po przyjacielsku, ale porozpinane zalotnie guziczki koszuli zdradzały jej prawdziwe zamiary. A nie były one czysto przyjacielskie.
***
- Nie żebym się wtrącał, ale co jest z twoimi znajomymi?
Blanca i Cedric spacerowali po błoniach nawet nie próbując znaleźć wolnego miejsca na odpoczynek.
- Cóż... Dom Węża się rozpada.
- Ale jak to? Co się dzieje?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale w Pokoju Wspólnym jest teraz strasznie. Wcześniej bałeś się wychylać, bo mogli cię obrzucić tymi górującymi spojrzeniami. Teraz strach głośniej oddychać, bo mogą cię zabić.
- Ej, czyli to prawda? Że Christina kogoś zamordowała?
Blanca zaśmiała się cicho. Uwielbiała plotki w tej szkole.
- Niee, poturbowała tylko Parkinson.
- Zaczynasz mi je przypominać.
Dziewczyna stanęła gwałtownie. Chłopak również przystanął, odwrócił się do dziewczyny i spojrzał jej w oczy.
- Mówisz po nazwisku. One tak robią. Bez szacunku dla innych.
- Spokojnie, ja nie będę taka jak one.
Wspięła się na palce i pocałowała Cedrica w usta. Potem przytuliła się do niego. Czy ja naprawdę się zmieniam?
***
Nacia i Kaajn siedziały na piasku i moczyły stopy w jeziorze. Ross kruszyła drożdżówkę i rzucała na wodę. Odczekiwała chwilę, a spod tafli wyskakiwała czarna macka i wciągała ciasto pod wodę. Nacia uśmiechała się pod nosem za każdym razem, gdy ośmiornica porywała pokarm. Wyobrażała sobie, że to głowa Angeliny.
- Długo mamy zamiar dzielić się na obozy?
- Ile trzeba będzie. - odparła Shirley twardo.
Kaajn westchnęła i wyrzuciła kolejny kawałek.
- Rozwalamy elitę.
- Wiem.
- Ktoś zajmie nasze miejsca.
- Trudno.
- Nie da się z tobą gadać.
- Mogę pogadać. Jak się tu zemścić...
- Przesadzasz. Tyle razy się oszukiwałyśmy, kłamałyśmy, zdradzałyśmy... zawsze się godzimy.
- Nie tym razem. Nie tym razem.
***
- Cześć dziewczyny!
Christina otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą rudowłosego chłopaka. Uśmiechnęła się szeroko, co spowodowało okropny ból w prawym policzku.
- Na Merlina, co się stało?
Chciał dotknąć rany dziewczyny, ale odsunęła się delikatnie. Dopiero wtedy zauważył bandaż na lewym przedramieniu i cienkie pręgi na prawym.
- Drobna kłótnia.
- To o tym mówią w całej szkole. Nie wierzę w to, żebyś kogoś zabiła, ale pewnie kogoś uszkodziłaś.
- Niestety niewystarczająco.
- Moja agresywna dziewczynka - pochwalił i pocałował ją prosto w usta. Angelina wsadziła sobie palec do ust i udawała, że wymiotuje.
- Ej, jak ty się całujesz z tym swoim, to jest dobrze, tak?
Christina wpiła paznokcie w dłoń swojego chłopaka, ale było już za późno. Od złości starszej siostry uratowało go nadejście Angeli.
- Można?
- Jasne, siadaj Angie.
|
|
|
Narzędzia tematu |
|
Wygląd |
Wygląd liniowy
|
Zasady postowania
|
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts
kod HTML jest Wył.
|
|
|
Podobne wątki
|
Wątek |
Autor wątku |
Forum |
Odpowiedzi |
Ostatni post / autor |
SLYTHERIN
|
Angela Johnson |
Kosz |
400 |
10-08-2008 17:46 |
SLYTHERIN
|
Angela Johnson |
Kosz |
2304 |
07-08-2008 16:37 |
SLYTHERIN
|
Angela Johnson |
Kosz |
2000 |
11-25-2007 12:03 |
SLYTHERIN
|
Angela Johnson |
Kosz |
1996 |
06-14-2007 12:58 |
SLYTHERIN
|
Limonka |
Kosz |
3490 |
05-05-2007 20:18 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:06.
|
|