Wróć   HPN.pl > Pozostałe > Kosz

 
 
Narzędzia tematu Wygląd
Stary 07-17-2007, 10:24   #1
Vojtazzz
Junior Member
 
Zarejestrowany: Jul 2007
Posty: 6
Wyślij wiadomość przez MSN do Vojtazzz
Domyślnie Harry Potter....

Była ciemna, zimna i pochmurna noc. Jak zresztą każda od prawie, już roku... Ze wszystkich stron, napływała mgła, tak że prawie całkowicie zasłoniła, niegdyś piękną, i malowniczą dolinę. Z oddali dobiegł, jakiś dziwny odgłos, nawet za dziwny, jak na miejsce zupełnie nieodwiedzane, i niezamieszkałe od 16-tu lat... Ktoś szedł przez mokrą, i wysoką trawę, jakaś postać w ciemnej pelerynie, i kapturze zarzuconym na głowę, tak że nie było widać twarzy. Ów człowiek szedł powoli, i ostrożnie, jakby każdy krok sprawiał mu ból. Nie był on, jednak sam. Towarzyszyły mu dwie postacie. Jedna musiała, być kobietą, ponieważ stawiała kroki, z większą
gracją, niż ta pierwsza. Także miała zasłoniętą głowę. Trzecia osoba, ani nie martwiła się, o to czy robi, jakiś hałas, czy nie, ba, nawet nie miała zasłoniętej twarzy. Był to rudy chłopak, z mnóstwem piegów na twarzy, i jakąś ciemną plamą na nosie.
-Ron!- Zawołała dziewczyna, gdy chłopak potknął się, i upadł robiąc przy tym sporo hałasu.
-Co?!- Odkrzyknął ze złością Ron.
-Czy mógł...
-Hermiono czy mogłabyś, się na chwilę przymknąć? Robisz więcej hałasu niż...
-Harry po co, my właściwie idziemy, w takiej ciszy? Przecież od lat nikogo tu nie było!- Przerwał mu Ron.- Wątpię nawet czy, Sam-Wiesz-Kto, tu przyjdzie.
Harry zatrzymał się. To samo zrobili, Hermiona i Ron. Czy oni nie rozumieją? Pomyślał Harry. Czy nie wiedzą, że dzisiaj w nocy miał wizję, o Voldemorcie? Przecież im o, tym powiedział! Rozzłoszczony Harry, powoli zaczął się obracać. Przerażeni, że zaraz znów wybuchnie, szybko zaczeli go uspokajać.
-Harry, naprawdę... przepraszam...- Mruknął Ron.
-Harry.- Zaczęła Hermiona. - Czy ty myślisz... że... no... że ten sen... który dzisiaj miałeś, jest na pewno prawdziwy?- To ostatnie zdanie wyrzuciła, z siebie tak szybki, jakby sie bała że, Harry jej przerwie.
Pomyślał przez chwilę. Tej nocy miał sen. I nie był to jeden z tych głupich snów. Był to tak realny sen jakby, Harry znów wcielił się, w węża. Śniło mu sie, że idzie przez ciemną puszczę, ze swoją Błyskawicą na ramieniu. Nagle zauważył Stworka, który mówił aby zawrócił, mrucząc pod nosem: "A oto, i plugawy synalek tej szlamy, ot co. Chce iść do domku swojej zwariowanej, zjedzonej przez mole, mamuśki. Ale Czarny Pan ostrzegał, Stworka, że coś takiego może się stać." Po czym powiedział, teraz już wprost, do Harr'ego: "Harry Potter, sir, nie może iść dalej! Stworek słyszał, ze grasują tam śmierciożercy, ot, co!- Po czym dodał cichym głosem, i zrobił to tak szybko, że Harry ledwo, go dosłyszał.- Ooch, Czarny Pan na pewno, będzie zadowolony, z tego czego dokonał Stworek. Ten bachor nie może tak iść! Ale stworek nie, wie czy...
Nagle stworek rozpłynął, się w powietrzu, a na jego miejscu wyrósł zburzony dom. Harry chciał do, niego podejść ale nie zrobił, nawet pięciu kroków, gdy w coś ugodził. Popatrzał głupkowato przez niewidzialną barierę, przez którą jak pomyślał, Harry mogą przejść, tylko śmierciożercy. Zorientował się, że nadal ma Błyskawice na ramieniu, więc zdjął ją, na nią wskoczył, aby sprawdzić kto tak bardzo chce, żeby on sie tam nie dostał.Wzleciał w powietrze, okrążył budynek, spojrzał w duł i... nie ale to niemożliwe!!! Wciąż, i wciąż powtarzał sobie, te słowa. Gdy podleciał, bliżej domu zobaczył, coś co wstrząsnęło, nim, do końca, coś co przewróciło jego dotychczasowy, świat do góry nogami. Zobaczył SWOICH RODZICÓW!!! Nie to na, pewno nie może, być prawda... ale jeśli tak, to czemu, oni klęczeli przed, Lordem Voldemortem, coś do niego szepcząc, uspokajając go. Harry zauważył, że mają, przy sobie różdżki, ale ich nie używali, spoczywały spokojnie, w kieszeniach jego rodziców. James wybuchnął śmiechem. To samo zrobił Voldemort, piskliwy śmiech wypełnił głowę Harr'ego, który obudził się zlany potem, w ciemnej sypialni na Privet Drive numer 4. Opowiedziawszy Ronowi, i Hermionie o swoim śnie, Harry zażądał by jak najszybciej wyruszyli do, Doliny Godrika, gdzie niegdyś mieszkali, jego rodzice... i on. Teraz jednak głęboko zastanawiał się nad tym co zobaczył, i usłyszał, i czy to aby na, pewno byli jego rodzice. Był za daleko, żeby dokładnie zobaczyć ich twarze, ale... ten śmiech... słyszał go tyle razy we wspomnieniach, Snape'a-zdrajcy. Poczuł się jeszcze gorzej, na myśl o, Snapie i Dumbledorze...
-Tak, jestem tego absolutnie pewien.- Odpowiedział po dłuższej chwili Harry.
Hermiona przeszyła, go takim samym spojrzeniem, jakim go zawsze obdarzał, Dumbledore gdy zaglądał do jego umysłu. Wiedział, że Hermiona nauczyła sie Legilimencji, a Ron Oklumencji, aby Hermiona nie próbowała swoich sztuczek na nim.
-No dobra.-Westchnęła Hermiona.- Idziemy dalej czy będziemy, tak stali cały dzień?
-Chyba noc...-Mruknął posępnie Ron.- Od kiedy Dementorzy, są na wolności dzień zaczyna się dopiero popołudniu.
Ruszyli dalej, już sie do siebie nieodzywając. Po jakichś dwóch godzinach, Harry zarządził postój, co Ron skwitował krótkim: "Dzięki." Ron i Hermiona uzyli magii, żeby rozbić namiot (oboje byli już pełnoletni, więc mogli to robić bez zmartwień). Gdy skończyli stanęli, przed nim aby podziwiać, swe dzieło. Namiot z zewnątrz nie był, może za duży, ale w świcie magii wszystko, było większe niż by sie zdawało. Gdy weszli do środka zauważyli, że ma on kuchnie, łazienkę, i jeden pokój z jednym łóżkiem.
-Oj dajcie spokój.- Powiedział rozbawiony, Harry gdy tylko zorientował sie, co jego przyjaciele znowu sie kłucą.- Przecież wszyscy wiedzą, że chcecie ze sobą być ale, jakoś tego nie pokazujecie.
-Co ty...-Zaczął Ron, ale Hermiona, była szybsza, i złapała go za rękę.-Ron...- Powiedziała cicho, ale chyba nic nie musiała mówić, bo Ron ją do siebie przyciągnął, i pocałował.
-No to ja pójdę, i zrobię coś do żarcia.-Rzekł ubawiony Harry.Gdy wrócił do pokoju, z tacą pełną kanapek, i dwoma butlami soku dyniowego, prawie wypuścił je z rąk, gdyż jego najlepsi przyjaciele, rozbierali się, w najlepsze. Harry odchrząknął tak jak miała, to w zwyczaju Umbridge, uśmiechając się w duchu.
-YHM, YHM.-Zrobił to tak dobrze, że oboje- Ron i Hermiona- aż podskoczyli, i zaczęli się niespokojnie rozglądać. Harry uśmiechnął się, jeszcze raz, po czym powiedział:
-Czy chcecie, żebym spał tutaj, czy w wannie?
Hermiona wybuchnęła śmiechem. Ron nieco czerwony na twarzy, zmieszał się jeszcze bardziej, gdy zobaczył wyraz triumfu, na twarzy Harr'ego.
-Yyy... eee.. nie no mamy, przecież składane wyrko, nie?-Powiedział szczerząc, do niego zęby.
-Wolałbym zmierzyć się, z Graupem niż słyszeć, wasze nocne zabawy...-To ostatnie słowo powiedział, tak głośnio i wyraźnie, aby usłyszeli go nie tylko Ron i Hermiona, ale i obrazy wiszące na ścianach, których właściciele pokładali się, ze śmiechu pokazując ich, sobie palcami. Ron jeszcze bardziej bardziej sie zmieszał, poczerwieniał po czym rzekł, nie ukrywając
kpiny.
-Ciekaw jestem, Harry, czy jak ty zabawiałeś sie, z Ginny, to tez wolałeś sie zmierzyć z Graupem?
I tym razem portrety ryknęły śmiechem, ale nie z tego co powiedział, Ron ale z miny Harr'ego, który był
kompletnie zbity z tropu.
-Zabawiałeś? A co to znaczy: "Zabawiałeś"? Czy ty, Ron wogóle słuchasz, co do ciebie mówię?
-No... tak... tak sądzę.-Odrzekł zdziwiony, tym pytaniem, Ron.-A co?
-To dowiedz się, że jakieś dwa dni temu, przypominałem ci, po raz siedemdziesiąty trzeci, że ja, i Ginny znowu, ze sobą jesteśmy... Chociaż ona o tym jeszcze nie wie...-Dodał z zakłopotaniem.
-To co ja przez te siedemdziesiąt trzy razy robiłem?- Zapytał zaskoczony Ron. Hermiona przewróciła sie na bok, obok Rona i wzięła kanapkę od Harr'ego, z tależa i mrugnęła do niego.
-Gapiłeś sie na Hermione...-Odpowiedział zrezygnowany Harry.- I ciągle mówiłeś, jaka to ona jest śliczna i takie tam. Wprost nie mogłeś oderwać od niej oczu.
Ron poczerwieniał, tak że przez chwile, Harry nie mógł go rozróżnić od zasłony, która wisiała na ścianie za nim.
-Ja?-Zapytał ponownie.-Ja naprawdę nie pamiętam kiedy...
Urwał i, wpatrzył się w okno za nim- ktoś najwyraźniej
zmierzał do ich namiotu. Harry wyciągnął różdżkę, mruknął: poczekajcie, i wyszedł na zewnątrz.
-Harry! O mój Boże, jak się c-ciesze że c-cie widzę!
To był Malfoy. Ale ten Malfoy, był inny. Nie patrzył, już z pogardą na, niego, nie miał kpiącego usmieszku , anie nie nazwał, go po nazwisku. Po raz pierwszy zobaczył Malfoy'a tak, poważnie wystraszonego.
-Harry... J-ja wiem, że n-nie b-b-będziesz ch-chciał, mnie wysłuchać... ale...- Urwał i rozejrzał się wokół siebie.-P-proszę... Harry... n-nie... Ja cię błagam! Błagam cię wysłuchaj m-mnie zanim, mnie z-z-zabijesz!- I uklęknął przed nim, na kolana.
Nic nie wskazywało na to, aby Malfoy kłamał, więc Harry gestem zaprosił go do środka....


-Wejdź do środka, Draconie. W tych niebezpiecznych czasach, jest klęczeć przed czyimś namiotem... A zwłaszcza, jeśli jest to namiot, w którym przebywa Harry Potter.
-T-tak.- Wymamrotał Malfoy, jakając sie znowu, i wciąż na kolanach wszedł do namiotu. Harry dosłyszał, jak mruczał pod nosem, wciąż te same słowa: "R.A.B.", i "To niemożliwe...". Gdy wszedł do środka, Harry usłyszał zduszony okrzyk, Rona i Hermiony, a gdy on również wszedł do środka, Ron- na pół nagi- celował w niego różdżką, a Hermiona podciągnęła koce pod samą brodę, co było zupełnie nie potrzebne, ponieważ nie miała nawet zdjętej podkoszulki. Chyba sie nie dała tak łatwo, Ronowi. Pomyślał z satysfakcją, Harry.
-Błagam... p-proszę cię W... Ron...-Wymamrotał Malfoy.
-Zdradziłeś nas! -Krzyknął patrząc na niego, odrazą.-Oddałes Dumbledore'a Snape'owi!
-Wiem... w-wiem.-Odzrekł Draco, który- jeśli jest to wogóle możliwe- jeszcze bardziej pobladł.- Zabij mnie, g-gdy p-p-powiem Har-r'em-mu, i wam... c-co usłyszałem.
-Ron... zostaw go.-Powiedział Harry stojąc, przed Malfoy'em, i patrząc wprost na przyjaciela.
-Co?!-Ron teraz, juz nie był czerwony na twarzy, teraz jego twarz przybrała kolor ciemnego karmazynu z, którego wuj Vernon, na pewno byłby dumny.
-Mam zostawić, tego plugawego, nędznego, zdrację i pyszałka... tak po prostu?!
Harry chciał jakoś zworócić na siebie, uwagę Hermiony, która patrzyła na tą scene z wyraźnym zainteresowaniem. Gdy wreszcie na niego spojrzała, szybko pomyślał, o tym co działo się, przed namiotem, i zrozumiała.
-Ron!-Zawołała.- Ron, zostaw go!
Teraz Ron, nieco pobielał. Odwrócił sie, do niej, nie wierząc własnym uszom.
-Jak... czemu... co? Kurde! Albo mi powiecie, co jest grane, albo...
-Co? Tupniesz nogą ze złości?-Przerwał mu Harry.- Usiądź.- Rzekł spokojnie, a gdy Ron usiadł, Harry podszedł do portretu przedstawającego piękną kobietę, która siedziała na- jak podejrzewał Harry- na wielkim tronie ze szeczerego złota.
-Droga pani, Dilys, czy mogłaby pani sprowadzić tutaj profesora Dumbledore'a? Prosze mu przekazać, że to bardzo ważne.
Wszyscy aż podskoczyli, gdy usłyszeli co, Harry powiedział. Nawet Malfoy przestał chlipieć, i spojrzał na niego.
-Harry...-Mruknęła Hermiona.- Profesor... on... nie żyje...
-Wiem, o tym.-Powiedzał spokojnie, Harry.- Ale nadal, jest w swoim gabinecie, w Hogwarcie.
Tu zwrócił się znowu do, Dilys.- Czy mogłaby pani go wyciągnć z, jego ram?
-Oczywiście.-Odpowidziała dawna dyrektora, podeszła do końca ramy, i juz jej nie było.
Zapadła cisza, przerywana morderczymi spojrzeniami, Harr'ego i Rona, na Malfoy'a, który -nie mając nic innego do roboty- zaczął znowu szlochać. Po chwili odezwała sie Hermiona.
-Harry, czy sądzisz, że profesor... że on będzie chciał sie z NIM widzieć?-Zapytała wskazując brodą na żałosne zjawisko, które odbywało się na podłodze, ich drogocennego namiotu. Harry zastanowił sie przez chwile, po czym rzekł:
-Sądzę że, profesor nie będzie miał nic przeciwko, NIEMU.-Wskazał na coraz, bardziej zapłakanego, Malfoya.
-Ponieważ na wieży, chciał go uratoważ, a nie oskarżyć. Profesor Dumbledore, wierzył.-Ledwo to słowo wyszło z jego ust.-Wierzył w drugą szansę. My także musimy to zrobić.
-Zaraz...-Mruknął Draco.-P-przecież c-cibie, n-nie było na w-w-wierzy, prawda?- Spojrzał na,Harr'ego z lękiem.
-Byłem oczywiście.-Odrzekł Harry, w którym znowu wybuchnęła złość do, profesora, że ten nie dał sobie pomóc tylko go unieszkodliwił, aby ten nie mógł się ruszać.
-Ale Dumbledore, rzucił na mnie Drętwotę, więc nie mogłem nic zrobić, no i byłem pod peleryną-niewidką, więc nie dziw się że nie mogłeś mnie zobaczyć.
I znowu ta cisza. Pomyślał ze złością Harry. Jak ja nienawidze tak bezczynnie stac...
-Harry! Dilys wróciła! I... och! Profesor Dumbledore!-Hermiona ze łzami szczęścia, podeszła do obrazu. Profesor jak zwykle promiennie się uśmiechał, spojrzał po kolei na wszystkich, a gdy przemówił głos miał zmęczony, jakby Dilys go obudziła.
-Czemu zawdzięczam, tą wizytę? Coś się stało?-Rzekł po czym spojrzał, to na Harr'ego, to na Rona, i na Malfoya leżącego na ziemi, i z niekłamanym lękiem patrzył na dyrektora.
-Ah... rozumiem.
-Draconie...-Zaczął Harry.- Chciałeś chyba nam coś powiedzieć, prawda?
-T-tak ja...
-Poczekaj.-Przerwał mu, Harry wyciągając fałszywego horkruksa, którego już zawsze nosił przy sobie, aby mu przypominał co ma, jeszcze do zrobienia, i podszedł z nim do Dumbledore'a, po czym pokazał mu list.
-R.A.B.? Ale chyba nie, Regulus Armand Black?-Powiedział profesor, ze zdziwieniem.
Harry spojrzał na niego, z niedowierzaniem. Black? I on miałby zniszczyć horkruksa? Ten który przynależał do śmierciożerców? Zapadła cisza. Wkońcu odezwał się Malfoy:
-R.A.B.? Ja wiem, k-kto to j-jest! I n-nie jest to B-black.-Krzyknął, aż wszyscy podskoczyli, i spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
-W-wiesz kto to jest?-Wykrztusił z siebie, Harry.- Wiesz kim jest R.A.B.?
-Tak! R.A.B. to jest..-Nagle urwał wpatrując się, w okno tak, jak uprzednio Ron. Stała tam ciemna postać, w czarnej pelerynie.
-N-nie!-Krzyknął Malfoy, a Harry z lękiem stwierdził, że osoba, która jest odpowiedzialna za wszystkie mordy, zaginięcia i za Dementorów, a także za śmierć Albusa Dumbledore'a, stoi teraz za oknem. Lord Voldemort, osoba, która zamordowała jego rodziców, a nie mogła zabić jego, Harr'ego, stała teraz za oknem.
-Harry, Ron, Hermiono, Draco! Uciekajcie!-Krzyknął Dumbledore z obrazu, który także zauważył Voldemorta.
Było już jednak za późno. Voldemort pewnym krokiem wszedł do namiotu, uśmiechając się złowieszczo, jego twarz przypominająca głowę węża była bardziej złowieszcza, niz zwykle...
-No, no, no kogo my tu mamy? Draco cóz za spotkanie!-Malfoy nie mógł sie, teraz ruszyć, ani wydac z siebie żadnego odgłosu, tak go sparaliżował strach, przed człowiekiem, który nad nim stał.
-Nie sadziłem, za zajdziesz, aż tak daleko... no cóż.-Unusł różdżkę.-Chcesz coś jeszcze powiedzieć? Nie? Avada Kedavra!
Vojtazzz jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
 

Narzędzia tematu
Wygląd

Zasady postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni post / autor
[NZ] Harry Potter i Moc Miłości Magnus Walter Kosz 16 06-21-2009 17:58
Książki Harry Potter Her-mio-na 13 Kosz 16 05-06-2007 00:17


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.

Powered by vBulletin® Version 3.7.3
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.