Wróć   HPN.pl > Fan Zone > Fan Fiction > Kącik Twórczy

Odpowiedz
 
Narzędzia tematu Wygląd
Stary 12-26-2011, 13:22   #21
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XI (1)

ROZDZIAŁ XI



- Wszystko w porządku, Potter? - zapytała McGonagall. - Zbladłeś potwornie.

James wciąż próbował odzyskać głos. Ze strachu sparaliżowało mu umysł.
- No, nie patrz tak na mnie - poirytowała się nauczycielka. - Masz jakiś problem?
- T-tak - wydusił James.

Kobieta spojrzała pytająco na chłopaka. Ten z trudem przełknął ślinę i wypuścił ze świstem powietrze.
- Nie działa - powiedział, siląc się na spokój, co mu oczywiście nie wyszło.
- Zlituj się, Potter. - McGonagall przewróciła oczami. - Nie działa. A co tu może w ogóle działać? To jest magia. Czy ja muszę przypominać takie podstawy uczniowi na siódmym roku?

No tak, mógł wymyślić coś innego. Ale w tym stresie zwyczajnie nie umiał.

Rozejrzał się po klasie. Gorączkowo szukał jakiegoś zrozumienia. Wszyscy przyglądali się mu, wytrzeszczając oczy, że pewny siebie i arogancki Potter, ścigający jakich mało, ma problem z wysłowieniem się. Wierzyć się nie chciało co poniektórym.

Odchrząknął, by przedłużyć moment, w którym będzie musiał się wytłumaczyć. Ogarniała go panika, a w głowie miał pustkę. Co ma powiedzieć teraz nauczycielce?
- Eee... nie widziałem... eee... w co mam się zamienić... - wybąkał pierwsze wytłumaczenie, jakie mu przyszło na myśl.
- No cóż - nauczycielka odetchnęła. - Nie ma się czego wstydzić, to się zdarza. A znając ciebie i twoją ambicjonalną dumę, musiałeś cierpieć katusze, mówiąc o tym tak na forum - wskazała ręką klasę.

Nie był do końca pewien, czy McGonagall kpiła z niego, czy rzeczywiście znała realia. Przyjął to jednak za dobrą monetę.
- Widziałem kilka zwierząt - powiedział już pewniej, brnąc w tę historię.

Nauczycielka przechyliła lekko głowę i zmrużyła oczy.
- Kilka? - powtórzyła, jakby nie dosłyszała.
- Raz byłem ... wiewiórką, a raz rybą. Potem zaraz oderwałem się od ziemi, bo miałem skrzydła - rozpędził się, puszczając wodze fantazji.
- Ale jak to? - odezwał się Gudgeon Davey, siedzący w trzeciej ławce. - Ja też byłem ptakiem! To chyba nie może tak być...!
- Davey - odezwała się nauczycielka do chłopaka o jasnej karnacji i szczeciniastych, prawie żółtych włosach. - Ty możesz być jaskółką. Potter może być wróblem lub jastrzębiem.

Chłopak zamyślił się. Nie był najbystrzejszy w klasie. Być może do teraz nie wiedział, że ptaki mogą być tak różne.

James pamiętał, jak w tamtym roku Gudgeon o mało co nie stracił oka po spotkaniu z Wierzbą Bijącą. No cóż, dobrze, że skończyło się tylko na niewielkich obrażeniach, które pani Pomfrey mogła wyleczyć. Za tę ciekawość (co huncwoci robili po zmroku w tej okolicy) mógł przypłacić nawet życiem.

- Może to różdżka? - zapytała jedna z dziewczyn.
McGonagall westchnęła i użyła zaklęcia przywołującego, by obejrzeć różdżkę Jamesa.
- Hmm... jakie są jej wymiary? - zwróciła się do Pottera, przyglądając się jej z należytą uwagą.
- No, jedenaście cali, mahoń... - powiedział niepewnie.
- Wydaje się bardzo poręczna - stwierdziła nauczycielka, wciąż wpatrując się w przedmiot. - Dziwne... O ile wiem, tego typu różdżka świetnie nadaje się do transmutacji. Nie wiem, czy to jej wina... Na razie damy temu spokój. Zostań po zajęciach.

Oddała Potterowi różdżkę i wróciła do zajęć.

James usiadł ciężko obok Syriusza, z trudem łapiąc oddech. Sytuacja go przerosła. Przymknął na moment oczy, chcąc uspokoić serce tłukące się w piersi. Ręce wciąż mu się trzęsły. Po chwili spojrzał na kumpli.
- Ale fart - mruknął do niego Black. - Masz szczęście, chłopie...
- Ej, patrzcie - szepnął do nich Peter. - Evans będzie się pocić przy animizacji!

Obaj chłopcy spojrzeli na dziewczynę, która teraz stała na środku klasy.
- Co zobaczyłaś w transie? - spytała McGonagall.
- Królika - odparła dziewczyna. - To znaczy... Byłam nim. Skakałam i jadłam trawę.
- Wspaniale - nauczycielka zatarła ręce. - W takim razie wiesz, jak się czułaś, będąc nim. Teraz musisz się bardzo skupić, żeby znów poczuć się w ten sposób. Całą siłą woli wyobraź sobie swój wygląd, swój kształt, oszacuj swoją wielkość i spraw, byś każdą częścią ciała chciała zamienić się w królika.

Dziewczyna skinęła głową i sięgnęła po różdżkę. Skierowała ją na siebie, po czym zamknęła oczy i zmarszczyła czoło.

W tym momencie wyrosły jej uszy i duże siekacze. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki i skurczyła się momentalnie, a jej ciało pokryło się puszystym, szarym futerkiem. Niestety twarz nie do końca zmieniła się w króliczy pyszczek.

Otworzyła oczy z miną pełną niepewności i obaw.
- Imponujący rezultat, panno Evans - wyraziła swą aprobatę nauczycielka. - Dawno nie widziałam takiego efektu za pierwszym podejściem! Widzę potencjał na animaga.

Evans pokraśniała, a na jej twarzy zakwitł szeroki, króliczy uśmiech. Nauczycielka machnęła różdżką, a dziewczyna cicho jęknęła i z powrotem przybrała swój kształt.
- Przepraszam, ale musiałam użyć wobec ciebie tego zaklęcia. Nie będziemy się męczyć, zanim uda się wam całkowicie wrócić do swoich naturalnych postaci - wytłumaczyła McGonagall.

Jeszcze kilkoro uczniów próbowało swoich sił. Żadnemu jednak nie powiodło się tak dobrze, jak Lily. Na szczęście, McGonagall, nie wywołała już żadnego huncwota, choć przez całą lekcję siedzieli jak na szpilkach.

Kiedy zajęcia się skończyły, James przeprosił kumpli i powiedział, że dołączy do nich w pokoju wspólnym i potem razem odwiedzą Lupina w Skrzydle Szpitalnym, bo teraz musiał jeszcze zostać w klasie na życzenie McGonagall.

Podszedł do katedry, przy której stała nauczycielka.
- Dałam ci spokój - powiedziała bez zbędnego wstępu - bo wiedziałam, że ukrywasz prawdę przed klasą. Ale liczę, że za ten przejaw łaski, powiesz mi teraz szczerze, czemu nie chciałeś spróbować.

James obawiał się tego. Niestety nic nie mógł zrobić, jak tylko powiedzieć prawdę. Tylko ona mogła mu teraz ocalić skórę. Powoła się na Dumbledore'a i powie, że nie mógł przecież się zdekonspirować.
- Pani profesor - zaczął powoli, formułując w myślach wypowiedź. - Nasz kolega, Remus Lupin, ma... hmm... problemy.

McGonagall uniosła jedną brew do góry, wciąż wyczekująco milcząc.
- Jest wilkołakiem... - powiedział cicho, nie patrząc na nią.

Usłyszał tylko, jak łapczywie wciągnęła ustami powietrze. Kiedy na nią spojrzał, miała już otwarte usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się widocznie i zamknęła je.
- Ja, Peter Pettigrew i Syriusz Black jesteśmy... animagami. - To zdanie wypowiedział jeszcze ciszej.
- Kim? - pisnęła nauczycielka nieswoim głosem.
- Zawsze w pełnię odprowadzamy go do Wrzeszczącej Chaty - kontynuował, nie reagując na jej pytanie - i czekamy przez noc w Zakazanym Lesie. Tylko tak możemy się z nim solidaryzować. A jako ludzie, nie moglibyśmy mu ani towarzyszyć, ani przebywać bezpiecznie z Lesie.

Zapadła nieznośna cisza. Nauczycielka widocznie próbowała przetrawić to, co przed chwilą usłyszała. W końcu jednak powiedziała cicho:
- Zawsze mnie szokowałeś, Potter. Ale teraz przeszedłeś samego siebie.
- Trzymamy to w ścisłej tajemnicy... - powiedział James. - Nie możemy się zarejestrować, bo tę konieczność trzeba umieć uzasadnić... A wilkołaki są po prostu społecznymi wyrzutkami. Nie chcieliśmy, żeby to samo się stało z Lunatykiem... Znaczy z Remusem.

Nauczycielka potarła chwilę ostry podbródek.
- Ktoś oprócz was o tym wie?
- Dumbledore - bez wahania powiedział Potter.
- Profesor Dumbledore - napomniała go opiekun Gryffindoru.
- Tak, właśnie... - zreflektował się chłopak.
- Porozmawiam z nim. Jeśli to, co mi teraz powiedziałeś jest prawdą... To znaczy... skonsultuję to z dyrektorem. A tajemnica, rzecz jasna, wciąż obowiązuje. Tylko grono powierników nieznacznie wzrosło - powiedziała na koniec McGonagall i odwróciła się, dając Potterowi znak, że skończyli rozmowę.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-26-2011, 13:23   #22
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XI (2)

*


- Powiedziałeś jej?! - Black był wstrząśnięty. - Przecież ona nam teraz nie da żyć! Będzie szantażować!

Peter i James popatrzyli na siebie.

Wchodzili właśnie po schodach na czwarte piętro, żeby odwiedzić Remusa w Skrzydle Szpitalnym. Słyszeli, że już siada, je i nawet może się skupić na krótkiej rozmowie. Jutro już wyjdzie i będzie jak nowy. Ale póki co, kuruje się w ciepłym łóżku, korzystając z opieki pani Pomfrey.
- Histeryku! Słyszałeś, co powiedział Rogacz - rzekł Peter, otwierając drzwi do Sali, gdzie leżał Lupin. - To ciągle jest tajemnica. Po prostu pogada z Dumblem i on jej wszystko wyjaśni.
- Nie przekonuje mnie to - nadąsał się Syriusz, kręcąc głową.
- Jest opiekunką Gryffindoru! - nie dawał za wygraną Glizdogon.
- A co to zmienia? - warknął Black. - Już nie pamiętasz, ile razy odjęła nam punkty, kiedy mogła przymknąć na coś oko?
- Przestańcie - upomniał kumpli James. - Nie przyszliśmy się tu kłócić, tylko odwiedzić Lupina!

Uśmiechnął się szeroko do bladego i wymizerowanego chłopaka, który leżał w łóżku z półprzymkniętymi oczami. Też się uśmiechnął.
- U was nic się nie zmienia, jak widzę - powiedział słabym głosem, ale ewidentnie cieszył się na odwiedziny przyjaciół.
- Na transmutacji zaczęliśmy animizację... - Uśmiech spełzł z twarzy Pottera. - I nie chcieliśmy, żeby się wydało...

Lupin skrzywił się, ale podniósł do pozycji półleżącej. James wiedział, co teraz myśli: przeczuwał, co się wydarzyło. Dlatego stwierdził w myślach, że muszą mu powiedzieć. I tak też zrobili.
- I co teraz? - zasępił się Remus.
- McGonagall ma rzekomo pogadać z Dumbledorem - odpowiedział Black z powątpiewaniem.

James i Peter skarcili go surowymi spojrzeniami.
- Nie ma rzekomo. Pogada i już! - warknął Peter.

Lupin przymknął oczy. Widocznie już zmęczył się odwiedzinami. Był jeszcze bardzo słaby.
- Przyjdziemy wieczorem, Lunatyku - zapewnił James i chłopcy zebrali się do wyjścia.
- Nie trzeba było mu o tym mówić! - krzyknął na Jamesa Black.

Potter spojrzał na Syriusza, zaskoczony zachowaniem przyjaciela. Zatrzymał się, mrugając z niedowierzaniem.
- O co ci chodzi? - spytał. - Powinien wiedzieć, prawda?

Peter przytaknął skinieniem głowy. Black natomiast cały się trząsł. Był wzburzony, wściekły i prychał z pasją.

James spojrzał mu w oczy, lecz tamten odwrócił wzrok i z obrażoną minął ruszył dalej, nie czekając na nikogo.

Peter spoglądał to na jednego, to na drugiego, nie wiedząc co robić.
- Łapa, czekaj! - zawołał za nim w końcu, ale Black nawet się nie odwrócił.
- Nie rozumiem jego zachowania - pokręcił głową Potter. - Czemu tak gwałtownie zareagował?
- Nie obraź się... - powiedział ostrożnie Glizdogon po chwili milczenia, gdy już wracali do pokoju wspólnego. James spojrzał na niego pytająco. - On chyba uważa, że go wkopałeś...
- Co?! - Potter aż podskoczył. Zatrzymał się i chwycił oburącz za głowę. - Wkopałem?! O czym ty mówisz?!
- No... - ciągnął cicho Peter - o tym, że mogłeś powiedzieć tylko o sobie, a nie o nas...

James powoli podniósł głowę i spojrzał na kumpla. Było mu niewymownie smutno. Zawsze myślał, że ekipa trzy,a się razem. I jeśli tak jest, to jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego... Razem się wygrywa i przegrywa, zbiera laury i pochwały, ale i ponosi razem konsekwencje. Dlaczego jego przyjaciel myślał tak płasko i powierzchownie? Przecież nie zrobił tego specjalnie, by ich pogrążyć. Po prostu powiedział prawdę! Dlaczego bycie uczciwym kończy się tak fatalnie?! Zaczynał się zastanawiać, co ta Evans w tym widzi...? Skoro nawet przyjaciele się odwracają...
- Ty też tak myślisz? - zapytał zrezygnowany James.
- Nie! - gorliwie zaprzeczył Pettigrew. - Chodźmy do pokoju wspólnego. Trzeba się pogodzić.
- Pogodzić?! - Potter spojrzał na Glizdogona, jakby zaproponował mu lot miotłą na księżyc, bo trzeba udowodnić "co nie co" Smarkowi. - Żartujesz?! Nie wyciągnę do niego pierwszy ręki! Ktoś tu chyba ponosi większą winę!

Peter stał i patrzył na kumpla rozdarty.

James wiedział, że coś musi zrobić. Powinien przewidzieć taki obrót sprawy. Nie wiedział tylko, jak ma to naprawić. I właściwie dlaczego on ma to naprawiać. Czy to była jego wina? I czy to on się obraził?

Na razie przetrzyma Syriusza. Niech odczuje brak przyjaciela. A potem coś się wymyśli, choć na to "coś" nie miał w ogóle pomysłu.

Powoli ogarniała go rozpacz i poczucie bezsilności. Stał, patrząc przed siebie, ale niczego nie widział.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:11   #23
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XII

ROZDZIAŁ XII





W pomieszczeniu było ciemno i cicho. Jedynie w kominku trzaskał ogień, a przez szpary w nieszczelnych oknach słychać było wycie wiatru.

Czarna, zakapturzona postać gwałtownie odwróciła się w stronę blasku ognia. W ciemności zabłysły czerwone oczy.
- Panie... - odezwał się chłopak stojący na środku pokoju. Był sam. Bał się Czarnego Pana.
- No co, Nott? - Voldemort zsunął kaptur na plecy, ukazując trupiobladą twarz o niezdrowej, zniszczonej cerze. - Przyszedłeś, zdaje się, zdać mi raport...
- T-tak... - Chłopak nie tylko nie umiał opanować drżenia głosu, ale i całego ciała. - M-misja się p-powiodła.

Czarny Pan nieznacznie się uśmiechnął.

Zanim rozpocznie swoją aktywną politykę wobec Ministerstwa, Dumbledore'a i całej czarodziejskiej społeczności, musi poczynić pewne kroki. Potem wszystko potoczy się zbyt szybko.
- Dobrze się spisałeś - szepnął Voldemort, siadając w fotelu przed kominkiem.

Podniósł dłoń o długich, kościstych palcach. Chłopaka przeszedł dreszcz. Usłyszał bowiem lekki szmer sunącego po podłodze węża.
- Moja droga Nagini - syknął do węża, uśmiechając się. - Wszystko idzie po naszej myśli... No, słucham - spojrzał na stojącego przed nim chłopaka.

Zapadła cisza.

Nott nie wiedział, czego od niego chce Czarny Pan. Zaschło mu w gardle. Czuł, że nie będzie mógł zapanować nad drżeniem głosu.
- No, mówże! - W głosie Voldemorta wyczuwał lekkie zniecierpliwienie, co nie wróżyło niczego dobrego. - Przecież cię nie zjem!

Wybuchnął śmiechem. Ale był to bardzo demoniczny śmiech, który zmroził chłopakowi krew w żyłach.
- Najwyżej zrobi to Nagini. - Tu poklepał węża po pysku, wciąż rozbawiony swoim żartem.
- P-panie - zająknął się Nott, ale opanował się, choć nie przyszło mu to łatwo. - Mamy szpiega. Potter jest na celowniku.
- Taa... - Voldemort powoli kiwnął głową.
- To jego przyjaciel. - Nott mówił coraz pewniej. Czuł, że Czarny Pan doceni jego działania.

Ten spojrzał na niego uważnie.
- Przyjaciel... - powtórzył, a jego czerwone oczy rozjarzyły się niczym dwie lampki choinkowe. - No, no, no...

W tym momencie usłyszeli skrzypnięcie desek. Podłoga w tym domu nadawała się już tylko do remontu. Co druga deska trzeszczała lub była poluzowana. Parkiet już dawno powinien zostać poddany jakiejś odnowie, ale nikt się do tego nie kwapił. Osiadłszy tu, Lord Voldemort również nie przewidywał jakiś działań w tym kierunku.

Ktoś najwyraźniej teleportował się na dole i teraz zmierzał, po równie zniszczonych co podłoga schodach, prowadzących na piętro.

W pokoju znów zaczęła dzwonić cisza, przerywana jedynie odgłosem napierającego na okna wiatru i trzaskającym ogniem w kominku.

Tom Riddle podniósł się powoli z fotela i przeszedł kilka kroków w stronę wielkiego kosza z drewnem. Sięgnął po dwa solidne polana i z impetem cisnął je na pożarcie płomieniom, po czym znów usiadł, wciąż milcząc.

W pokoju pojawiła się postać w ciemnym płaszczu, z kapturem zasuniętym tak, iż zasłaniał całą twarz.
- Jesteś, Severusie... - cichym głosem przywitał go Voldemort.
- Przepraszam za to spóźnienie, Panie... - sapnął Snape. Z trudem łapał oddech. Zdjął kaptur z głowy, odsłaniając swoją chudą twarz, którą okalały przetłuszczone, czarne włosy.
- Wybaczamy ci, prawda, Nott? - Voldemort najwyraźniej był w dobrym humorze. - Ale tylko dzięki waszej udanej misji. Spisaliście się.

Obaj chłopcy poczuli się pewniej.
- Ustalmy w takim razie, co mamy na dzień dzisiejszy - podsunął Czarny Pan, rozkoszując się swoimi powodzeniami.

Tym razem głos zabrał Snape.
- Mamy szpiega, który ma dla nas śledzić każdy ruch Pottera - powiedział wciąż jeszcze z lekką zadyszką.
- Zwłaszcza te podejrzane ruchy - sprecyzował drugi chłopak.

Voldemort tylko potakiwał, co zachęciło chłopców do kontynuacji postępów planu Czarnego Pana.
- I jest nim jego bliski przyjaciel. - Snape obserwował reakcję Voldemorta na każde ich słowo. Wydawał się zadowolony.
- Co więcej... - ciągnął Nott - powiedział nam już co nie co.

Riddle otworzył oczy i spojrzał na nich wyczekująco. W milczeniu głaskał swą przyjaciółkę po oślizłym, wężowym łbie.
- Wiemy, że Potter zachowywał się dziwnie - rzekł Snape. - Jego zachowanie zdecydowanie odbiegało od normy, jaką prezentował przez sześć lat nauki. A którą i ja zaobserwowałem.
- A jakie to zachowanie? - odezwał się Voldemort swoim syczącym, cichym głosem.
- Zwykle był arogancki, bezczelny, dokuczliwy i pewny siebie, jak mało kto. - Snape nie krył swej niechęci do rówieśnika z Gryffindoru, do którego pałał szczerą nienawiścią. - Ale zmienił się. Zaczął być uprzejmy, aktywny na lekcjach. Chyba przez tę Evans...

Tom podniósł bardzo bladą i kościstą dłoń o długich palcach, nakazując przerwanie wypowiedzi, więc chłopak zamilkł.
- Evans? - spytał, widocznie nie rozumiejąc do końca, o czym mówi Snape.
- To dziewczyna, za którą uganiał się przez te wszystkie lata - odpowiedział Nott. - A ona zawsze nim gardziła i dawała kosza.
Voldemort potarł kościsty podbródek.
- Miłość - powiedział z wyraźnym obrzydzeniem. - Ludzie mnie irytują, gdy się na nią powołują. Obrzydlistwo. Kontynuuj. Potter się zmienił przez tę dziewczynę...
- Skądinąd, szlamę - dodał Nott, jakby wypowiadał jakąś ciekawostkę.

Czarny Pan wzdrygnął się i przewrócił oczami ze zniecierpliwienia.
- Tracę szacunek dla tego młokosa - powiedział odpychającym głosem. - On na szczęście jest czystej krwi. I jego bachor również ma być. Przynajmniej nie ma kompromitacji w tej przepowiedni...

Zamilkł, dając do zrozumienia, że mają mówić dalej.
- Ta Evans powoli się do niego przekonuje - powiedział Snape, z ledwie wyczuwalną nutą żalu. - Poza tym, Potter pokłócił się ze swoim najlepszym kumplem...
- Ich tam jest czterech "super-kumpli"- powiedział Nott gwoli wyjaśnienia. - James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew.

Czarny Pan tylko przytakiwał i zachęcał ich ruchem dłoni.
- Nazywają siebie huncwotami - dodał Snape.

Postać w fotelu parsknęła znów swym demonicznym, przerażającym śmiechem.
- Śmieszne, doprawdy.
- Jeden z nich, Lupin, jest wilkołakiem - powiedział Nott, na co Tom Riddle z aprobatą spojrzał na chłopaków. - I wszyscy są animagami.

Voldemort odchrząknął i wyciągnął się na fotelu.
- Jesteście naprawdę przydatni - pochwalił ich. - A skąd wiadomo, że to pewne informacje?
- Nasz informator, to ktoś bliski Potterowi - powiedział Snape z wyraźną dumą w głosie i efektownie zarzucił tłustymi strąkami włosów.
- Nie musicie go kryć - powiedział pobłażliwie mężczyzna siedzący w fotelu, wpatrując się w jasne płomienie. - W końcu kiedyś będę musiał go tu zaprosić.

Zapadła chwila ciszy, która przedłużając się, robiła coraz bardziej nieznośna.

Nott i Snape wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie wiedzieli, czy mogli już teraz zdradzić swojego informatora. Obiecali mu dyskrecję.

Tylko odmówić Czarnemu Panu, to rzecz zgoła najbardziej nierozważna, na jaką mogli się zdobyć.

Przez chwilę zmagali się ze sobą, próbując znaleźć optymalne wyjście i zaradzić temu dylematowi.

W końcu jednak Voldemort obdarzył ich jednym ze swoich specjalnych spojrzeń, od którego cierpła twarz, krew odpływała z głowy, a nogi miękły, odmawiając posłuszeństwa. Nie mogli dłużej zwlekać.
- To Peter Pettigrew - powiedział słabo Nott.
- Jeden z huncwotów - prawie szeptem dodał Snape.

Zobaczyli, jak bezkształtne usta Voldemorta wyginają się w grymasie, który miał być uśmiechem zadowolenia.
- Wasza praca zostanie wynagrodzona - powiedział bardziej do Nagini, niż do nich i odwrócił bladą twarz w stronę kominka, wciąż z lubością głaszcząc łeb węża.[justify]
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:17   #24
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XIII (1)

ROZDZIAŁ XIII




- Nie przekonasz mnie, Peter. - James spojrzał na małego blondynka przelotnie i wrócił do studiowania książki Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (dla zaawansowanych) autorstwa Scamandera Newta. Profesor Kettleburn kazał im przygotować informacje o jednorożcach.
- Zamknij tę książkę - rzekł już nieco zrezygnowany Glizdogon. - Wszystko, co mogliśmy się dowiedzieć o tych jednorogich koniach, powiedział nam na zajęciach na czwartym roku, bodajże.
- Skoro kazał, to widocznie będzie wymagał czegoś więcej, niż tylko podstaw. - Głos Pottera zrobił się nieprzyjemny i złośliwy.

Chłopcy siedzieli w pokoju wspólnym przy oknie, podczas gdy Black odpoczywał przed kominkiem. Nie odzywali się do siebie już prawie trzy dni. Jamesa zaczęło to niepokoić.

Miał przetrzymać Syriusza, a tymczasem on zawzięcie próbował mu pokazać, że miał rację. Dlatego właśnie James na siłę starał się skupić na lekcjach, co po słynnej już rywalizacji z Evans na początku roku, nie przychodziło mu tak łatwo. Był pewien, że wyczerpał limit swoich możliwości. A mimo to, uparcie próbował się czegoś nauczyć.

Nagle go zemdliło. Z bólem głowy spojrzał za okno. Wiatr wył nieprzyjemnie za oknem, szarpiąc korony drzew Zakazanego Lasu. Przecież dopiero co mieniły się różnymi kolorami, od złota do czerwieni, a teraz już brutalnie zostały ich pozbawione. Na dworze zrobiło się posępnie i smutno.

James pomyślał, że kończy się jesień i lada dzień spadnie śnieg. Został im niecały miesiąc do Świąt. Musiał coś wymyślić, żeby się pogodzić z Blackiem. Tylko jak to zrobić, żeby wyjść obronną ręką, a nie w taki sposób, jakby przyznawał się do winy?

Przymknął oczy i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Rogaczu - znów podjął Peter. - Mam tego dość.

James spojrzał na kumpla. Słyszał to już wczoraj i przedwczoraj; dziś już zresztą chyba też.
- Aha - mruknął Potter. - I co w związku z tym...?
Peter wstał. James czuł, że przebrała się miarka: ten spokojny, wiecznie przytakujący Peter stracił cierpliwość.
- Wiesz co? - zaczął wojowniczo niski blondyn, a James spojrzał na niego uważniej. - Przez te kilka dni wciąż latałem od jednego do drugiego. Chciałem, żebyście się pogodzili.

Chłopak robił się coraz bardziej zdenerwowany, a ton jego głosu nie wróżył niczego dobrego: podnosił się z każdą chwilą, aż w końcu osiągnął taką częstotliwość, że inni uczniowie znajdujący się w pokoju wspólnym, zaczęli się na nich oglądać. W pewnym momencie nawet Syriusz odwrócił głowę. Peter prawie krzyczał.
- Traktowaliście mnie jak posłańca! - krzyknął wściekły. "Powiedz Potterowi...", "Powiedz temu łajdakowi..." - przedrzeźniał głosy kumpli.

James otworzył szeroko oczy. Ich kłótnia stała się już widocznie sprawą publiczną. Co poniektórzy zatrzymywali się, by posłuchać. Inni znów przysiadywali niedaleko nich i nadstawiali uszu.

Potterowi zrobiło się głupio. Chciał, by Peter już przestał, by ściszył głos. Ale ten się dopiero rozkręcał.
- ... i to mają być przyjaciele! - sarknął i zaśmiał się szyderczo. - Taka ekipa, która nigdy się nie rozpadnie. Ha-ha!

James poczuł, że gorzka prawda, którą mu teraz bezceremonialnie prezentuje kumpel, przenika jego świadomość.
- Ale czemu mi to mówisz?! - warknął głośniej niż zamierzał James.

Oczy Petera przybrał kształt galeonów, po czym nagle zwęziły się, a policzki spurpurowiały.
O, nie..., pomyślał Potter, zły ruch...
- CO?! - krzyknął rozjuszony Glizdogon. - To dotyczy was obydwóch. OBYDWÓCH!!!
- Tymczasem wydzierasz się na mnie, tak?! - odparował Potter, w którym również zaczynało się gotować. Nie musiał, oczywiście. Peter miał rację. Ale czuł, że to niesprawiedliwe uświadamiać tylko jedną stronę.

Prawie słyszał, jak kumpel zgrzyta zębami i widział, że ręce bardzo mu się trzęsły.

Glizdogon odwrócił się na pięcie w stronę Syriusza. Ten patrzył przerażony na chłopaków, ale nic nie zrobił, ani nie powiedział.

Pettigrew, z trudem łapiąc oddech, spakował swoje rzeczy i ruszył do dormitorium, trzaskając za sobą drzwiami.

Atmosfera w pokoju wspólnym gęstniała w zastraszającym tempie. Część gapiów zaczynała się ulatniać, aż pomieszczenie wyludniło się prawie całkiem. Zapadła irytująca cisza, która powoli stawała się coraz bardziej niezręczna. Potter czuł, że się od niej pochoruje.

I w tym momencie obraz drgnął, ukazując trzy dziewczęce postacie, roześmiane i beztroskie.

Jeszcze ich mi tu brakowało..., pomyślał James, rozpoznając w dziewczynach Lily, Dorcas i Danielle.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:20   #25
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XIII (2)

Evans szybko zorientowała się w sytuacji. Zamilkła, szturchając Dorcas, by przestała się śmiać. Danielle z kolei, podeszła szybkim krokiem do Blacka, zanim Lily zdążyła ją powstrzymać.

Napięcie zdecydowanie rosło.
Potter spojrzał na Evans, która obserwowała scenkę przed kominkiem.

Była dziś ubrana w wąskie jeansy i obcisłą granatową bluzkę, na którą narzuciła ciemnoturkusową tunikę na ramiączkach. Wyglądała prześlicznie z rozpuszczonymi włosami, które tylko wsuwkami upięła z boku, by jej nie przeszkadzały. Mimo to, kilka niesfornych kosmyków opadało na jej czoło i oczy, lecz dziewczyna zdawała się tego nie dostrzegać.
- Blacky... - zaszczebiotała Danielle i usiadła obok niego przed kominkiem.

Syriusz spojrzał na nią jak na wariatkę. Zdecydowanie nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji.
- A tobie się coś dziś dzieje? - spytał, odsuwając się od niej.

Danielle nie ustępowała i z uśmiechem przysunęła się bliżej.
- Powiedz, jaką chcesz wiązankę?

Po minie Blacka można było wywnioskować, że przestaje rozumieć otaczającą go rzeczywistość.
- Takie niezrównoważenie się leczy, Dan - odparował jej, posyłając spojrzenie pełne pogardy i politowania.

Dziewczyna parsknęła perlistym śmiechem, szczerze ubawiona.
- Nie jestem ślepa, kochanieńki! - mrugnęła do niego. - A nawet jakbym była, to i tak bym zauważyła, że się tu szykuje rzeź huncwotów!

Lily i Dorcas spojrzały po sobie. Wszyscy zdawali się uczestniczyć w całym zajściu. Evans przeniosła wzrok z przyjaciółki na Pottera. Ich spojrzenia spotkały się, a chłopak poczuł, że serce zabiło mu mocniej, jakby chciało przypomnieć o swoim istnieniu.

James przełknął ślinę. Czuł, że lekko się czerwieni. Kiedy z powrotem przeniósł wzrok na Blacka i Danielle, kątem oka zauważył, że Lily zmierza ku nie niemu, ciągnąc za sobą Dorcas.

Serce przyspieszyło, a śpiące motyle zerwały się do lotu i wypełniły mu cały żołądek.

Dziewczyny usiadł przy jego stoliku.
- Pierwszy raz widzę taką scysję między wami - powiedziała jakby nigdy nic Lily.
- Oskarżył mnie - wydusił z trudem Potter i spojrzał na dziewczynę.

Jej jasnozielone oczy w kształcie migdałów wyrażały szczery niepokój. Taka sytuacja zdecydowanie odbiegała od normy życia codziennego Gryffindoru.
- To długa historia - dodał po chwili James i machnął ręką. - Zbyt długa.

Zanim doszedłby do meritum sprawy, musiałby jej wiele wytłumaczyć. A przede wszystkim wyjawić tajemnicę. Wolał ją w naturalny sposób zbyć zmęczeniem.

Przeniósł wzrok na parkę siedzącą przed kominkiem.
- ... nie musiałaś wyjeżdżać z tą wiązanką! - ofuknął dziewczynę Syriusz. - Założyłaś, że to ja zginę, co?

Danielle przewróciła oczami.
- Przyniosłabym wam obu. Ale to ciebie zapytałam o zdanie. Mógłbyś to docenić - warknęła, tracąc najwyraźniej cierpliwość.

Black zagapił się na skaczące po polanach płomienie w kominku.
- Ej, tworzycie tu coś niezdrowego, Blacky - odezwała się ponownie dziewczyna.
- To on tworzy - syknął Syriusz. - I do jasnej... Anielki! Przestań z tym Blacky. Bo mnie krew zalewa!

Danielle zaśmiała się, szczerze ubawiona i odwróciła się w stronę siedzącej przy stoliku trójce:
- Słuchajcie, jest już nieźle! Zaczyna reagować na "Blacky".

Lily i Dorcas uśmiechnęły się. James też miał ochotę, ale powstrzymał się. Musiał chociaż zatrzymać pozory.
- Blackuś - ciągnęła przymilnie Danielle. - Wyglądasz na bardzo spiętego...

Syriusz w widoczny sposób zagotował się w środku i spojrzał na dziewczynę wzrokiem mordercy.
- A może tak, Danielluś, odwalisz się od zmęczonego Blackusia?! - warknął, mrużąc oczy.
- Ależ kochanie! - Danielle kontynuowała tę wymianę subtelnych zdrobnień.

Otworzyła oczy w udawanym zdumieniu, po czym jej twarz zmieniła wyraz, jakby przypomniała sobie o czymś. - Hej, byłeś mi coś winny...!

Black poczerwieniał na twarzy i spuścił wzrok.
- Myślałem, że zapomniałaś... - szepnął.

Trójka siedząca pod oknem wymieniła zdziwione spojrzenia, nie wtrącając się do rozmowy. Widocznie ani dziewczyny, ani James, nie wiedzieli o jakiejś tajemnicy Blacka i Danielle.
- Och... - Dziewczyna udała, że czymś się zmartwiła. - Zapomniałam! Veri może się dowiedzieć...
- Nie mów tak o niej! - warknął chłopak, na co Danielle uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Przestałbyś udawać, że coś do niej czujesz.

James był coraz bardziej skołowany. Lily, jak się zdążył zorientować, też niewiele rozumiała po tej wymianie zdań.

Danielle podniosła się z podłogi i przeciągnęła z uśmiechem.
- Blacky był ze mną umówiony - zwróciła się z niewinnym uśmiechem w stronę dziewczyn i Pottera.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Blacky. - Syriusz ledwo nad sobą panował.

Dziewczyna chwyciła się pod boki, a jej twarz była teraz bardzo poważna.
- No dobra. Koniec z tymi farmazonami! Słońce.

Black tylko zazgrzytał zębami. Po czym nadął się nieoczekiwanie i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Danielle zawtórowała mu.

Lily, Dorcas i James spojrzeli po sobie.
- Chyba jestem w innym wymiarze - powiedział James, wciąż patrząc na śmiejącą się parę.
- No... - przytaknęły mu dziewczyny.
- Blacky?! - powtórzył James, unosząc w górę jedną brew, po czym uśmiechnął się. - To trochę jak: Łapciuniu.

Syriusz spojrzał na Pottera okrągłymi oczyma i o mało co, nie przewrócił się ze śmiechu.
- Rogasieńku! - zawołał, naśladując dziewczęcy głos.
Potter ryknął śmiechem, a za nim dziewczyny.
- Jak dla mnie, to oni mają jakieś podejrzane dojścia - powiedziała Dorcas do Lily, wciąż śmiejąc się. - Czy wy macie jakieś używki z przemytu, chłopcy?

Potter chwycił się za brzuch, bo od śmiechu zaczął go boleć.
- Dość, bo skonam ze śmiechu! - zawył Syriusz.

Wszyscy sapiąc, próbowali dojść do siebie. Kiedy już się nieco uspokoili, Jamesowi znów stanął przed oczami obraz sprzed kwadransa, kiedy męczyli się, patrząc na siebie.

Black chyba czuł podobnie, bo również spoważniał i wpatrywał się w Pottera uważnie. Wstali równocześnie. Byli zaskoczeni nie tylko własną reakcją, ale i tym, jak tak bardzo byli do siebie podobni, że nawet instynktownie zachowywali się w ten sam sposób.

Zaczęli iść ku sobie. Zatrzymali się w odległości około trzech kroków od siebie. Obaj czekali. Nie wiedzieli za bardzo, na co.

James czuł, jak wzbierają w nim emocje. Chciał powiedzieć cokolwiek, ale coś go powstrzymywało. Zaschło mu w ustach, a w gardle uwięzły słowa.

Naraz oboje wyciągnęli ręce ku sobie.

Było to tak nienaturalne, że gdyby nie świadkowie, pewnie nikt by im nie uwierzył. Ale nie padli sobie w ramiona. Spojrzeli po prostu na siebie, a ich oczy przenikały się wzajemnie, rozumiejąc co ten drugi czuje. Słowa nie były tu potrzebne. Męskie przeprosiny nie są mokre od łez, ciepłe od przytuleń, ani obfitujące w słowa.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:24   #26
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XIV (1)

ROZDZIAŁ XIV




James pchnął ciężkie drzwi do Wielkiej Sali. Na śniadanie byli już spóźnieni. Zaledwie dziesięć minut dzieliło ich od pierwszej lekcji, którą była Opieka nad magicznymi stworzeniami z profesorem Kettleburnem.
- Szybko, Łapciuniu - szepnął James, akcentując specyficznie ostatnie słowo.
- Och...! Zamknij się! - warknął Black. - Cóż poradzę, że Dan tak mnie urządziła z tymi swoimi zdrobnieńkami.

Syriusz skrzywił się, jakby go zemdliło.
- Dan? - powtórzył z tajemniczym uśmiechem Potter.
- Eee... - speszył się Syriusz i od razu zmienił temat. - Weź jakąś bułkę i spadamy. Ten facet jest zdolny odjąć nam punkty za minimalne spóźnienie.
- Nieznośny jest, to fakt - przytaknął James, sięgając po francuskiego rogalika i wkładając połowę do ust. Drugą ręką chwycił na zapas kolejnego.
- Żebyś czasem nie zasłabł! - Black pokręcił głową, udając oburzenie na widok łakomstwa przyjaciela.
- Uhm... - Pełne usta nie pozwalały na swobodną wymowę, więc James tylko wzruszył ramionami.

Kiedy dotarli już do drzwi w Sali Wejściowej, Potter odzyskał mowę:
- A gdzie Lupin? Mieli go już wczoraj wypuścić!
- Wiem... - zasępił się Black. - Może nie czuł się za dobrze... Miejmy nadzieję, że zobaczymy go na zajęciach.
- Glizdek dał wczoraj nieźle po garach - palnął Potter.
- Nie, żebyśmy czasem mieli coś z tym wspólnego! - niewinnym głosem powiedział Black.

James westchnął.
- To nasza wina. - Poczuł, jak wzbierają w nim wyrzuty sumienia.

Do tego czasu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak daleko posunęła się jego metamorfoza. Myślał, że ogranicza się wyłącznie do podstaw kultury. I to oczywiście, jeśli sytuacja tego wymaga. Czytaj: Evans w pobliżu.

Tymczasem, cała akcja po prostu wymknęła mu się spod kontroli. W nauce też zrobił postępy: w ogóle zaczął sięgać po książki. Przedtem nie robił tego zbyt często. Był na tyle zdolny, że radził sobie nawet, gdy zasób jego wiedzy na dany temat był bardzo okrojony.

Poza tym, przestał odczuwać potrzebę żartowania sobie w specyficzny dla siebie sposób. Smark od tego czasu cieszył się niewątpliwie dużą swobodą.

Ale najważniejsza zmiana zaszła chyba w sposobie komunikowania się z Lily Evans. Ta wiecznie poukładana dziewczyna, o wzorowym zachowaniu i wynikach w nauce powyżej przeciętnych, zazwyczaj gardziła nim. Pewny siebie ścigający Gryfonów, spragniony wiecznego aplauzu i bycia w centrum zainteresowania, stał się nagle spokojnym, porządnym uczniem, o nienagannym obyciu. Już nie mierzwił sobie włosów na widok rudej piękności, ani nie częstował jej na "dzień dobry" niesmacznymi próbami podrywu na wręcz prymitywnym poziomie.

Co dziwniejsze, zauważył, że to na nią działa. Jest wobec niego milsza, czasem się nawet uśmiechnie. Serce rosło mu w piersi na myśl, że zaczyna się układać. Bał się przy niej oddychać, żeby znów czegoś nie spaprać.

Jego lękliwość widocznie stała się dla niej zauważalna, gdyż pewnego listopadowego dnia, zagadała go sama, gdy siedział w pokoju wspólnym, czytając zadane fragmenty na zajęcia. Nikogo już o tej porze nie było. Evans właśnie pojawiła się w przejściu za obrazem Grubej Damy.
- Potter, ty tu? - uśmiechnęła się, zdziwiona jego obecnością.
- A to ci niespodzianka, co Evans? - Prawie na nią nie spojrzał.

I znów te pozory. Chciał na nią chociaż zerknąć, zobaczyć jak wygląda. To co, że widział ją tego dnia już z tuzin razy. Motylki znowu całą chmarą uniosły mu ciężki żołądek.

Nerwowo przełknął ślinę, ale nie podniósł głowy znad książki. Oczywiście udawał w tym momencie, że czyta, a lektura jest bardzo zajmująca. Prawda była taka, że nawet nie widział liter.
- Cała Prawda O Legendzie Kwintopedów? - przeczytała na głos.

O mało nie podskoczył. Nie miał pojęcia, że do niego podeszła. Serce podskoczyło mu do gardła. Znów przełknął ślinę. Bał się podnieść oczy, by nie spłonąć żywcem purpurą.

Poprawił tylko okulary, maskując swoje zdenerwowanie.
- Nie wiedziałam, że cię to interesuje - spojrzała na niego coraz bardziej zaskoczona. - I do tego czytasz to o takiej porze... No, no, no...

Zapadła chwila ciszy.

Potter czuł, że powinien coś powiedzieć, ale - oczywiście - nie był w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Obawiał się, że z czymś wypali i znów wszystkie jego starania pójdą na marne.

Lily usiadła naprzeciwko niego, wyraźnie zaintrygowana całą sytuacją i uważnie mu się przyglądała.

Ten natomiast, powoli przyzwyczajał się do jej obecności. Motyle łaskotały go już tylko bardzo lekko, w granicach przyzwoitości.
- Tak się składa, że mamy to na zadanie - powiedział chłopak, siląc się na obojętność.

Evans wyprostowała się gwałtownie.
- To ty mówisz? - zaśmiała się rezolutnie.

Potter podniósł na nią wzrok. Ale nie był to wzrok z kategorii tych ponętnych i zachęcających. To był ten, z cyklu morderczych i wyrażających chęć uduszenia w trybie natychmiastowym.
- Daj spokój, Potter! - prychnęła, wciąż się śmiejąc. - Dziwnie się zachowujesz. Ktoś ci to już mówił?
Wszyscy, po sto razy. Tak na oko, rzecz jasna, pomyślał James.
- Skąd! - zaprzeczył gorliwie. - A kto miałby to niby zauważyć?

Lily spojrzała w stronę kominka, w którym jeszcze żarzyły się niedopałki. Uśmiechnęła się, mrużąc zielone oczy.
- Gdzie twój charakterek? - Evans uniosła brwi tak, że jej czoło zmarszczyło się. - A twoje zaczepki? Co z tzw. zadręczaniem Seva?
- Skończ przy mnie z tym Sevem, bo jakoś nie umiem tego strawić - nie mógł się powstrzymać. - Nie musisz od razu przechodzić na "Smarka" - uśmiechnął się dobrodusznie. - Wystarczy: Snape.
- Jakiś ty łaskawy - przewróciła oczami. - No, ale twoje podejście do nauki, musisz przyznać, uległo jakimś szeroko zakrojonym reformom. Zwłaszcza, jak cię tu z taką książką zobaczyłam o tej porze, miałam ochotę zapytać, do jakiej to sekty wstąpiłeś? Bo nie wydaje mi się, aby to wszystko było wynikiem ewolucji. I do tego samej z siebie.

James parsknął śmiechem. Konkluzje Evans bardzo go rozbawiły.
- Nie śmiej się! - Lily udała, że się gniewa i posłała mu przyjaznego kuksańca w ramię. - Naprawdę sporo ludzi o tym gadało!
- O! - Potter też udawał zaskoczenie. Widział przecież, jak się na niego co poniektórzy gapią, albo szepczą, gdy przechodzi obok. - A ty może o tym gadałaś?

Lily tylko z uśmiechem pokręciła głową.

Nie naburmuszyła się, pomyślał, czyli żart został odebrany pozytywnie... Uff...
- A już myślałam, że ktoś ci zrobił pranie mózgu! - Evans chwyciła się ręką za serce, przesadnie pokazując, że odetchnęła z ulgą.

Spojrzał na nią zdziwiony.
- No co? - zaśmiała się wesoło, ukazując białe, równe zęby.

James nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tajemniczo, myśląc, że coś z tej jego zadziorności musi ją pociągać...
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:25   #27
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XIV (2)


* * *



- Ziemia, do Rogasieńka! - Black pomachał Jamesowi przed oczyma.

Potter zamrugał i wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na przyjaciela trochę zdezorientowanym wzrokiem.
- Ale miałeś odlot, stary... - pokręcił głową Syriusz. - Gdzieś ty był? Na Marsie, czy czymś takim?
- Raczej na Czymś-Takim - odparł James, bo Marsem swych wspomnień nie mógł nazwać.

Siedzieli na polanie przed wejściem do Zakazanego Lasu. Profesor Kettleburn miał im pokazać jednorożca. Wcześniej wszystko przerabiali w teorii, ale teraz mogli podziwiać to zwierzę na żywo.
- Czyli, jak już powiedziałem wcześniej, zobaczycie sobie to zwierzę bogów - powiedział z rozmarzeniem nauczyciel. - Za mną, kochani.

Cała klasa podniosła się z wilgotnej ziemi. Dziewczyny zaczęły mimowolnie się otrzepywać. Profesor ostrożnie zaczął zagłębiać się między drzewa, a uczniowie podążali za nim krok w krok.

Dopiero teraz Potter zauważył, że koło nich stoi jeszcze blady, ale uśmiechnięty Remus.
- Jak się czujesz, chłopie? - spytał go James.
- Już dobrze - odparł. - W sumie zaczęło mi się tam nudzić. Już powoli tęskniłem za nauką.

Syriusz pokręcił głową z dezaprobatą.
- Pochorowałbyś się tam jeszcze. Takie niezdrowe myśli...!
- A mówią, że to Skrzydło Szpitalne, nie? - usłyszeli z boku.

James, Syriusz i Remus odwrócili głowy w stronę, z której dochodził głos. Ku ich zaskoczeniu, to Peter podszedł i zagadał do nich.

Wszyscy zaśmiali się w dość nienaturalny sposób.
- Przepraszam was za moje zachowanie... - powiedział Pettigrew, unikając ich spojrzeń. - Zwłaszcza, że się pogodziliście...

Syriusz szturchnął Petera przyjaźnie w bok, a James objął go ramieniem.
- Jak widać, jesteśmy niezniszczalną ekipą, Glizdogonie - mrugnął do niego przyjaźnie.

Lupin tylko się uśmiechnął.

Wszyscy podążyli za profesorem w gąszcz Zakazanego Lasu, który - skądinąd - był huncwotom znany.

Tu nawet w południe panował lekki półmrok. To drzewa przez swoje gęste i rozłożyste korony nie wpuszczały zbyt wiele światła. Wiele zwierząt czmychało głębiej w Las na dźwięk zbliżających się kroków.

Nagle ich oczom ukazała się niewielka polanka. Była jednym z jaśniejszych miejsc w Lesie.

James spostrzegł, że na środku jest mała zagroda, której dotąd nie widział. Odwrócił się w stronę kumpli. Z ich min wyczytał, że oni również nie przypominają sobie, by tu była.
- Cóż za poświęcenie - sarknął Black, kręcąc głową. - Budować ogrodzenie w Zakazanym Lesie...

Remus spojrzał na Blacka.
- A ty ostatnio jesteś coraz bardziej złośliwy i cyniczny. - Miało to zabrzmieć pół żartem, pół serio.
- Prawdziwy przyjemniaczek - parsknął James.

Syriusz obruszył się, zaplatając ręce na piersi.
- No bo jak się mnie wystawia na próbę...! - poskarżył się Lupinowi, na co ten szczerze się roześmiał.
- Łapciunio ma rację - powiedział Potter. - Facet zadał sobie wiele trudu z tym ogrodzeniem...

Remus trącił Syriusza w żebro, mrugając znacząco.
- Wasze relacje się poprawiły, co?
- Daj mi spokój! - pokręcił głową Black. - Odkąd Dan wyleciała z tymi zdrobnieniami, nie mogę się opędzić.
- Dan...? - Remus zrobił minę, jakby czegoś tu nie rozumiał, ale napotykając znaczące spojrzenie Jamesa, chrząknął i dodał: - Lepsze to, niż ciągłe zżymanie się... Prawda, Blacky?
- O! - Syriusz podskoczył jak oparzony. - Tak właśnie mnie nazywała! Mała jędza.

Chłopak zgrzytnął zębami z miną wyrażającą stan totalnego zamulenia. Widać było, że właśnie wyobraża sobie, co zrobi dziewczynie za te przymilne ksywki, gdy tylko ją dorwie.

Tymczasem, klasa zatrzymała się przed zagrodą i wstrzymała oddech na widok śnieżnobiałego konia, którego lśniąca sierść odbijała promienie słoneczne.
- Kochani! - zaczął nauczyciel. - Macie przed sobą piękny okaz jednorożca. Złapanie go i zmuszenie do pozostania w tym miejscu nie było łatwe. Z natury bowiem, te zwierzęta są po prostu niedoścignione w biegu. Istnieją inne sposoby. Jednorożce są z natury bardzo łagodne i mądre. Potrafią rozumieć. Ale to tylko jedne z niewielu ich... cech, że tak powiem. Poprosiłem was o przygotowanie się na te zajęcia... Spójrzcie na niego.

Tu Kettleburn wskazał dłonią na zagrodę i wszyscy wbili wzrok w białego konia.
- Co mi o nim powiecie?

Zapadła grobowa cisza. Potter zaczął się trochę wiercić.
- Nikt się nie przygotował? - spytał zaskoczony. - To, że teorię braliśmy trzy lata temu, nie zwalnia was wcale z konieczności posiadania choćby podstawowych informacji. Zwłaszcza, że zapowiedziałem, z czego należy się przygotować.
- Ty to czytałeś - szepnął Peter do Jamesa. - Widziałem. Powiedz coś!

James jęknął. Znów wyjdzie na kujona. Chciał już z tym skończyć, zwłaszcza, że już dawno zakończył praktykowanie nadaktywności, by zwrócić uwagę Evans. No i druga rzecz: Lily tu nie było.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:28   #28
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XIV (3)

Z bólem serca podniósł rękę.
- No, pan Potter może uratuje wasz honor - powiedział nauczyciel.
- Od czego mam zacząć? - spytał chłopak z niewyraźną miną. Nie uśmiechało mu się ratowanie honoru tych, którzy naukę mieli gdzieś i liczyli, że on ich wybawi. Ale nie chciał odmawiać huncwotom.
- Może od nazwy - rzekł Kettleburn. - Co nam pan może o niej powiedzieć?

Potter westchnął. Od nazwy..., powtórzył w myślach.
- Jednorożec, to inaczej osioł indyjski, koń indyjski czy kartazoon. Tak je nazywano pierwotnie - powiedział James. Pamiętał, że zaskoczył go fakt, iż ten piękny koń utożsamiany był z osłem.
- Doskonale! - ucieszył się nauczyciel. - Ma pan rację. Dopiero z czasem przyjęto nazwę grecką, czyli monoceros, a później też rzymską unicornis. Od niej z kolei, wzięły się inne - angielska unicorn, hiszpańska unicornio, niemiecka Einhorn, rosyjska odinorog, czy francuska licorne. Aha, jeszcze róg jednorożca też ma swoją nazwę: alicornus. No, ponieważ uratował pan honor zebranych tu leniów, przyznam Gryffindorowi piętnaście punktów.

Syriusz z aprobatą spojrzał na Pottera, a Peter posłał mu przyjaznego kuksańca w bok.
- No, a teraz trochę historii - rzekł nauczyciel Opieki nad magicznymi stworzeniami. - Na przełomie piątego i czwartego wieku przed naszą erą, pewien Grek, który nazywał się Ktezjasz, przekazał światu pierwszy wizerunek jednorożca i zawarł go w dziele Indica, które napisał po pobycie na dworze Artakserksesa II, perskiego króla. Nie wiadomo, czy widział go wówczas. Opis jednak jest zbyt dokładny i zgodny, jak na wytwór wyobraźni. Według Ktezjasza jednorożec to właśnie biały osioł indyjski, który wyglądem był zbliżony do potężnego konia, z czerwonym łbem i niebieskimi oczami, między którymi sterczał na czole długi na łokieć róg. Ten również był wielobarwny: u nasady biały, w środkowej części czarny, zaś na ostrym czubie krwistoczerwony. Jak widać, jeśli chodzi o kolory, to nasz Ktezjasz nieco przekoloryzował. - Nauczyciel zaśmiał się ze swojego dowcipu.
- No. - Kettleburn uspokoił się nieco. - Zwierzę to jednak zawsze w tych wszystkich opisach miało jeden róg, zawsze było podobne do konia, ewentualnie muła, i zawsze jadło mięso. Tak, tak jednorożce jadły mięso, o czym często zapominamy! Pamiętajmy, że nie znamy żadnego źródła, które mówiłoby nam, czy dane informacje pochodzą z obserwacji starożytnych mugoli, czy czarodziejów. Bardzo możliwe, że kiedyś nie było wiadomo, jak radzić sobie z odseparowaniem tych obu światów i taki mugol mógł zobaczyć co nie co, lub przeczytać.

Następnym, który opisał jednorożca, był Megastenes, podróżnik i geograf zarazem, wysłany do Indii w misji dyplomatycznej przez syryjskiego króla Seleukosa I Nikatora. I według niego jednorożec był płowym koniem z gęstą grzywą. Miał na głowie róg, czarno zabarwiony na końcu i skręcony - jak widać, zupełnie inaczej, niż u Ktezjaszowego jednorożca - oraz słoniowate nogi i świński ogon. Zwierzę to było na co dzień bardzo agresywne i jadło mięso. Łagodniało zaś w okresie rui, zwłaszcza w obecności dziewic...

Tu oczywiście roześmiała się cicho męska część klasy, na co dziewczęta od razu wydały okrzyki oburzenia na tak prymitywne zachowanie chłopaków.
- Ciii...! - uciszył towarzystwo nauczyciel. - Kto mi powie, kiedy zaczęto mówić, że róg jednorożca stanowi antidotum na wszelkie trucizny?

James poczuł, że znów wszyscy czekają, aż on coś powie. Zirytowany podniósł w górę rękę.
- No, pan Potter błyszczy - skomentował nauczyciel. - Proszę, proszę...

Chłopak tylko mruknął do huncwotów coś o rychłej śmierci, która ma nastąpić w skutek jego krwawej zemsty i powiedział, siląc się na spokój:
- Chyba Klaudiusz Aurelian coś takiego napisał.
- Drugi, trzeci wiek naszej ery, zgadza się. - Kettleburn pochwalił Jamesa. - A pamięta pan może jakież to miał właściwości?

Potter popatrzył na nauczyciela zdumiony. Przecież dopiero, co sam o nich powiedział. Reszta klasy chyba również to zauważyła.
- No, był antidotum na trucizny... - powiedział powoli.
- Oczywiście! - uśmiechnął się Kettleburn. - Przyglądnijcie mu się uważnie...

James spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie, no skleroza się szerzy w Hogwarcie - powiedział Black, patrząc z politowaniem na nauczyciela. - Właśnie dlatego nikt się nie przygotowuje, Rogaczusiu. On i tak zapomina.
Potter westchnął. Ale punkty i tak zarobił. Pomimo biednej sklerozy belfra.
- Pamiętajcie - znów podjął nauczyciel. - To stworzenie jest niewinne. Jeśli ktoś by go zabił, zostaje przeklęty. Nie liczy się tu żadna idea. Mimo, iż jego krew zapewnia życie, człowiek który dokona zbrodni pozostaje na zawsze przeklęty...

Nauczyciel zmartwił się swoimi słowami i westchnął.
- Miałem wam jeszcze coś pokazać, ale za bardzo mnie to przygnębiło... - powiedział smutno i ruszył w stronę Lasu, a za nim pozostali uczniowie.
- No i cały Kettleburn - podsumował Black. - Emerytura już na niego czeka. Nie wiem, co on tu jeszcze robi.
- Jesteś niesprawiedliwy - zaoponował Remus. - Jakbyś ty lubił to, co on, nie zrezygnowałbyś tak łatwo.
- No, to prawda - przyznał Syriusz.

James uśmiechnął się. Skleroza, czy nie, Opieka nad magicznymi stworzeniami czy inna lekcja... To nie jest istotne. Ważne, że znów są razem. Wszyscy: Lupin jest zdrowy, Peter przestał się dąsać i on pogodził się z Łapą. Przeszło mu przez myśl, że robi się sentymentalny. Co z tego? spytał siebie, Co z tego...
Teraz, jedyne o czym myślał, to plan, który zdążył obmyślić na początku zajęć. Podejmie kolejną próbę umówienia się z Evans. Ciekawe, co teraz mu powie...
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:31   #29
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XV (1)

ROZDZIAŁ XV



James otworzył ciężkie powieki, ale szybko je zamknął. Nie widział siebie na zajęciach tego dnia. Wczoraj znów wymknęli się do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Niestety, nie udało im się dokładnie oszacować, na ile mogą sobie pozwolić, toteż pozwolili sobie chyba na zbyt dużo.

Usłyszał z łóżka obok, że Syriusz również pamięta wczorajszy wypad.
- Kto zaświecił światło? - warknął zaspanym głosem Peter. Czyli on też ma dobre wspomnienia. - Zero litości dla maluczkich...
- Za dużo tego złota w płynie. - Syriusz mruknął ochryple zza kotarki swojego łóżka.

James zmusił się, żeby otworzyć oczy i zbadać sprawę. Rzeczywiście było jaśniej niż zwykle, ale bynajmniej nie dlatego, że ktoś zaświecił światło. W nocy spadł śnieg.
- Mamy zimę - wychrypiał i opadł ciężko na poduszki. Wiedział, że lekcje będą męczarnią.
- Zabiję ją. - Tym razem odezwało się środkowe łóżko, w którym spał Lupin. On wczoraj również się dobrze bawił.
- Powodzenia, Lunatyku - parsknął ochryple Black i ze wszystkich łóżek z kolumienkami odezwały się zaspane charczenia, które miały być docelowo śmiechem.
- Nie wstanę na lekcje - zwierzył się James w końcu.
- To było niezłe. Nabijasz się ze mnie, a sam nie jesteś lepszy - zaśmiał się w głos Lupin.

James nie wiedział, o co mu chodzi. Ale reszta chyba tak, bo znów ryknęła śmiechem.
- No co? - domagał się wyjaśnień.
- Sobota, Rogasiu! - odpowiedział mu Peter.

Potter wydał z siebie niski rechot. Dzisiaj wszyscy byli udani. Zastanawiał się, jak zniosły to dziewczyny.

Tak się jakoś złożyło, że one również poszły z nimi do Trzech Mioteł. Dorcas nie piła tyle, bo źle się czuła i poszła tylko dla tak zwanego towarzystwa. Danielle kokietowała Łapę przez cały czas, tak więc oboje mieli miły wieczór. Za to Lily wyglądała, jakby dawno się tak nie bawiła. Wszyscy się śmiali i opowiadali zabawne historie, zamawiając kremowe piwo jedno za drugim.

James przywołał w pamięci obraz pani prefekt w pubie. Była taka wyluzowana, swobodna...

Przypomniał sobie Lily Evans sprzed roku: zimną i gardzącą nimi, dającą im do zrozumienia, że nigdy się nie polubią. Teraz wszystko się zmieniło. W myślach postanowił, że to właśnie dziś spróbuje się z nią umówić. Oczywiście, jak dojdzie do siebie. Na szczęście dziś jest sobota, jak już mu to zdążono uświadomić.

Kiedy minęło południe, banda huncwotów zebrała się w sobie, by zejść na obiad. Śniadanie odpuścili sobie bez większego żalu. Nawet Potter, co oczywiście było zaskoczeniem głównie dla niego samego.

W pokoju wspólnym spotkali Dorcas i Danielle, które siedziały przed kominkiem z kubkami napełnionymi prawdopodobnie herbatą.
- Witajcie, kobiety... - smętnie przywitał się Black.

Odwróciły się i blado uśmiechnęły. Dorcas była oczywiście w lepszym stanie. Siedziała głównie dla towarzystwa.
- Usiądziecie? - spytała Danielle, wskazując miejsce obok.
- Zmierzamy na dół, żeby coś wrzucić na ruszt - powiedział Lupin.

Na te słowa, Danielle zrobiła minę, jakby brało ją na wymioty.
- Nie mów mi o jedzeniu...
- Aż tak źle? - spytał Potter. - A gdzie macie Evans?

Bardzo chciał, żeby zabrzmiało to naturalnie, ale oczywiście Danielle od razu wychwyci wszystko. I nic jej nie umknie.
- Jeszcze śpi - powiedziała z tajemniczym uśmiechem. - Wiesz, gdzie jest nasze dormitorium, prawda?

James pomyślał, że pewnie daje mu do zrozumienia, iż
powinien się tam udać. No tak, kusząca propozycja, ale musi zachować twarz. I pozory! Pozory, przede wszystkim.
- Dan! - Chłopak podłapał zdrobnienie Blacka. - Jak będzie już wyspana, to chyba zejdzie. Gdzie ja tam do waszego dormitorium będę szedł!

Próbował się delikatnie oburzyć. Ale skutek był marny. Wszyscy roześmiali się w głos.
- Jaaaasne! - parsknął Peter.
- Taaa... - pokiwała z powątpiewaniem Danielle. - Ty i takie pomysły, jak dziewczęce dormitorium z Lily, za którą biegasz odkąd pamiętam? Hmm... Masz rację, to do ciebie zupełnie niepodobne!

Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, a chłopcy im zawtórowali.

Kiedy już nieco się uspokoili, Lupin przypomniał im, że zmierzali z stronę Wielkiej Sali.
- To smacznego! - zawołała Dorcas.
- Dzięki za wczoraj - dodała Danielle. - Przyjdźcie tu potem, powspominamy.

Huncwoci zgodzili się i wyszli z pokoju wspólnego, pozdrawiając po drodze Grubą Damę.

Gdy schodzili na dół, zastanawiali się między sobą, jak to się stało, że zaczęli trzymać z tą - jakby nie patrzeć - opozycją. W końcu oni nigdy nie byli porządni. One natomiast - zawsze.
- Starzejemy się, panowie... - westchnął Black. - Nie ma innego wytłumaczenia.
- No, może jeszcze, że dorastamy?- zaproponował inne rozwiązanie Lupin.
- Albo inne wytłumaczenie: wyrastamy z żartów - dodał Potter.

Peter spojrzał na Jamesa.
- To twoja wina, wiesz? - powiedział zaczepnie. Reszta zaczęła mu przytakiwać. W końcu nie rozstrzygnęli, czy to dobrze, że się zmienili i tak po prawdzie powinni mu dziękować, czy jednak żałują tych szczenięcych lat i mają mu ochotę wlać. Grunt, że jednak droga do Wielkiej Sali odbyła się bez przelewu krwi.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-27-2011, 22:36   #30
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie James Potter - Ostatnia Szansa - Rozdział XV (2)

* * *



- Jak się czujesz?
- Nie wiem... - mruknęła Lily.

Miała podkrążone oczy, których nie otwierała dalej, jak do połowy. Jej twarz była bardzo blada, a ciemnorude włosy byle jak spięła w koński ogon, z którego chaotycznie odstawały kosmyki włosów.

Przetarła oczy.
- Ale jestem zamulona. - Zamknęła oczy i położyła głowę o oparcie fotela.

James rozglądnął się po pokoju wspólnym. Było coraz mniej ludzi, gdyż większość z nich poszła już do swoich dormitoriów.
- Cała sobota zmarnowana - westchnął. - Jak można było w tak banalny sposób przeżyć sobotę?

Lily uśmiechnęła się, wciąż nie otwierając oczu.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie często mam taki powód. Jak się mówi "a", to trzeba powiedzieć "b".
- Gdzie "a" to impreza, a "b" to konsekwencje? - spytał James, na co Lily pokiwała głową. - Mogliby chociaż dać wybór. A nie tak, że bez "b" nie ma "a"!

Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na Pottera wyraźnie rozbawiona.

James poczuł się dziwnie. Już przyzwyczaił się do tego na wpół przyjemnego uczucia w żołądku, ale teraz serce zabiło mu mocniej. To, typowe dla niej spojrzenie tak na niego działało.
Zaczerwienił się, psia mać, zaklął w duchu i spuścił wzrok.

Ku jego zdziwieniu, Evans również nieznacznie się zarumieniła i uciekła wzrokiem.
- No - powiedział ni z tego, ni z owego, James.

Znów fatalnie, przemknęło mu, milcz, durniu, bo brniesz w totalne łajno!

Tak jak się spodziewał, dziewczyna nie wiedziała, czy ma oczekiwać, że coś powie, czy nie. Spojrzała więc pytająco.

Zapadła niewygodna cisza.

James poczuł, że robi mu się coraz cieplej. Zdawał sobie sprawę, że jest to idealna sytuacja, by zapytać Evans, czy się z nim umówi. W pokoju wspólnym było cicho i spokojnie. Za oknem szarzało, ale śnieg odbijał wszelkie światło, co dawało niesamowity efekt.
- Prawie, jakby były święta... - rzekł bardzo cicho, patrząc w okno, ale dopiero po chwili uświadomił sobie, że powiedział to na głos.
- To już za tydzień - odpowiedziała mu Lily, równie cichym głosem.
- Tak. - Przeniósł wzrok na jasny kominek. - Łyknij to w końcu.

Dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała w kierunku, który wskazywał Potter. Na stoliku stał pomarańczowy kubek, z którego unosił się dymek.
- Nie pachnie jakoś szczególnie zachęcająco... - skrzywiła się dziewczyna.

James spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Wiesz, ile się po to ustałem? Slughorn nie chciał mi tego uwarzyć. Wciąż mówił, że jest zajęty.

Lily machnęła ręką i sięgnęła po kubek z nietęgą miną, po czym usadowiła się wygodnie. Widać było, że bardzo powoli dochodzi do siebie.
- On raczej nigdy nie odmawia uczniom - powiedziała jakby do siebie. - To trochę dziwne...

Potter zgarbił się i podparł ręką głowę, myśląc o podejrzanie nienaturalnym zachowaniu nauczyciela eliksirów.
- Zazwyczaj też palnie coś, czego nie powinien mówić - uśmiechnęła się Lily, nachylając nad oparami z pomarańczowego kubka. Odrzuciło ją. - Fuuuj...!
- Właśnie myślę, czy czegoś nie chlapnął - mruknął James, wgapiając się w wesoło skaczące płomienie. - Hmm... Powiedział, że to wyjątkowa sytuacja... Że takie rzeczy zdarzają się tak rzadko, że on nie może tego przepuścić, bo jakby...

Urwał, odwracając się do dziewczyny, która przerwała medytacje nad parującym płynem w kubku i popatrzyła na niego z wyczekiwaniem.

James wyglądał, jakby dostał nagłego olśnienia.
- Powiedział, że musi być przy tym... zgonie. - Chłopak wyglądał, jakby dotarło to do niego właśnie w chwili.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zamrugała trochę za szybko. Zdawała się być bardzo przejęta.
- Ale co to miało niby znaczyć? - powiedziała, marszcząc brwi.
- No właśnie - pokiwał głową Potter. - W sumie trochę się z tymi "zgonami" zaplątał.

Lily uśmiechnęła się. Slughorn łatwo dał się zaplątać. Czasem nawet nie trzeba mu było w tym pomagać. Sam się gubił w zeznaniach.
- Wiesz... Nie mógł się zdecydować, czy to ma być "zgon", "śmierć", czy w ogóle jakieś "odejście". - Pottera ewidentnie nurtowało coś jeszcze. Lily wychwyciła to w mig. Uścisnęła lekko jego ramię. James poczuł, że przebiegł go dreszcz, ale w duchu modlił się, by tego nie poczuła.
- Jest coś jeszcze? - spytała, próbując zaglądnąć mu w twarz. James jednak siedział uparcie do niej bokiem.
- No raczej. - Dla niego "coś jeszcze" rzucało się w oczy. - Jak często, według ciebie, mówi się o zgonach?

Tym razem spojrzał na dziewczynę. Kiedy zajrzał jej w oczy, pomyślał, że są cudownie zielone, po czym zganił się, że myśli o tym w nieodpowiedniej chwili.

Dziewczyna kiwnęła głową, nie świadoma rozterek chłopaka.
- Jeden zero dla ciebie - uśmiechnęła się, po czym spoważniała. - Ale komu pisany jest taki los, jak uważasz?
- Nie wiem, ale jak dla mnie, to ostatnio podejrzanie wojuje ten cały Voldesrort *. - Wymawiając to imię, skrzywił twarz w wyrazie najwyższej pogardy.
- Widzę, że jesteś do niego uprzedzony. W sumie ci się nie dziwię. Facet mnie przeraża. Ale musisz przyznać, że jest potężnym czarodziejem - powiedziała lękliwie dziewczyna. - I chodzą słuchy, że zbiera armię, żeby zacząć wojnę.

James pokręcił głową.
- To jest kompletny świr. Wiem, ta armia to mają być jacyś śmierciożarłacze. - Chłopak mówił to wciąż tym samym, odpychającym tonem.
- Śmierciożercy, Potter - poprawiła go Lily.
- Wiem, Evans - przewrócił oczami. - Twój poziom edukacji zawsze mnie powalał. Nigdy ci nie dorównam, więc bądź dla mnie łaskawsza! - zrobił błagalną minę.

Dziewczyna poklepała go po ramieniu ze śmiechem. I znów ten dreszcz. Nie pozwalała mu zapomnieć o swoim wpływie na niego.
- Trzeba to zbadać - stwierdził Potter i spojrzał na duży zegar nad kominkiem. Dochodziła dwudziesta pierwsza trzydzieści.

Jutro zapowiedziano im wyjście do Hogsmeade, więc jednak nie mogli siedzieć tu w nieskończoność. Chociaż Jamesowi naprawdę nie przeszkadzało to, że tak sobie tu z Lily gawędzą przy kominku. I to sami. We dwoje.

Wciąż nie mógł uwierzyć, że huncwoci poszli mu tak na rękę. Powiedział im, że dziś zamierza poruszyć z nią temat randki i z własnej woli zaproponowali, że zajmą się psotami wobec młodych Ślizgonów.

Ze Smarkiem szło im coraz ciężej. Uodparniał się na nich i dokuczanie mu nie sprawiało im już tyle przyjemności, co kiedyś. Młodzi Ślizgoni byli niedoświadczeni, więc nie znali podstawowych psikusów.
- Tego wieczoru mamy wielki powrót do przeszłości - powiedział Black, mrugając do Jamesa. - Ale sam mówiłeś, że nie chcesz, więc... Musisz się sam czymś zająć.
Obaj wiedzieli, o czym mówił Black. Dali mu czas na swobodną rozmowę z Evans.

- Eee... - zaczął niepewnie. - Wybierasz się jutro do Hogsmeade?

Evans złapała się za głowę zaskoczona.
- To jutro jest wyjście?

Potter ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Twój stan...
- Ale jasne, że idę. - Było to trochę zbyt entuzjastyczne, jak na naturalną reakcję.
- To... fajnie - zakończył beznadziejnie Potter.
Ale z ciebie tchórzliwy imbecyl, skarcił się w duchu.

Evans zdawała się słyszeć jego myśli, bo uśmiechnęła się z dziwnym błyskiem w oku.
- Pewnie. - Czekała, czy James się jeszcze przełamie i coś doda, ale oczywiście wyglądał, jakby właśnie roztrząsał po cichu swój błąd i nie mógł się pozbierać.

Chyba ją to rozbawiło.
- Jakie masz plany? - spytała w końcu.

Teraz albo nigdy, pomyślał James.
- Właściwie to żadnych - powiedział powoli, klecąc zdanie. - Chyba, że ty się w nich znajdziesz.

Tu uśmiechnął się zawadiacko.
- Ach tak? - spytała tonem niewinnej grzesznicy.

Chłopak przełknął ślinę i wziął oddech.
- Może tym razem poszłabyś ze mną? - powiedział jednym tchem. - Tak dla odmiany.
- To będzie bardzo miła odmiana, wiesz? - uśmiechnęła się do Jamesa, który od razu pokraśniał.

W jego sercu rozpalił się żywy ogień, który tylko podniecał jego żołądkowe motylki. Uśmiechnął się szeroko, ale nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Evans również go odwzajemniła.

Po chwili ciszy zebrała się do wyjścia.
- Późno się robi - powiedziała, wstając.

Potter zerwał się, by ją odprowadzić do drzwi dormitorium. Lecz zanim zniknęła za nimi, spytała:
- Czy aby na pewno nikt cię nie podmienił?

James zaśmiał się i zmierzwił szarmancko włosy, jak to zwykł robić przez wszystkie te lata na jej widok.
- Nie, tu jednak nie może być mowy o żadnej zamianie - stwierdziła zaraz Evans, śmiejąc się. - Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział bardzo cicho Potter. Stał jeszcze chyba z dziesięć minut przed drzwiami, próbując ogarnąć to uczucie, które chciało nim owładnąć.

Evans zgodziła się z nim umówić. Nie mógł w to uwierzyć. To było coś, co przerastało jego najśmielsze oczekiwania. Był tak szczęśliwy, że nie mógł zasnąć jeszcze do północy, wpatrując się w bezchmurne niebo, tak naprawdę wcale go nie widząc. Przed oczami wciąż odtwarzał tę scenę przed kominkiem, aż zasnął z błogim uśmiechem na twarzy.


____________________
* Odwołuję się tu do pierwszego rozdziału mojego FF, w którym Potter wyśmiewa się z tego nowego imienia Toma Riddla. Uważa, że to już przesada wymyślanie sobie nowego imienia. w dodatku z tytułem "Lord".
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Odpowiedz


Zasady postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni post / autor
James Bond Quantum of Solace PC Chipsletten Gry 0 12-06-2010 19:51
James,Fred i kujonka Madzia78 Kącik Twórczy 2 02-09-2010 22:21
James, myślę, że to był jeden z ludzi Voldemorta... 2/2 FanFiction Opowiadania zakończone 1 04-25-2009 14:13
Oliver i James Phelps Ginny_Weasley12 Kosz 23 04-22-2009 14:42
[NZ] Moje HP 7 - Rodział I Michal Kosz 4 06-24-2007 23:15


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:00.

Powered by vBulletin® Version 3.7.3
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.