Jasper, Jasper, Jasper... Już nie przesadzajcie, idzie zwymiotować od tego zachwytu. Zachwytu nad kimś, kto aboslutnie nie miał nic do roboty poza robieniem poważnej miny, wytrzeszczem oczy i obracania kijem do baseballa! No błagam, to już Rosalie i Alice miały większe role. To, że gość jest przystojny i ma fajną fryzurę nie znaczy, że jest fenomenalny =/ Powiem co o nim myślę dopiero po "Zaćmieniu", bo dla mnie w "Zmierzchu" spełniał rolę modela i nic więcej. Wybaczcie, ale to moje obiektywne zdanie.
Aktorzy:
Kristen - spoko loko, ogólnie całkiem porządna Bella, czasami zbyt ironiczna i nie miła jak na nią. Czasami za bardzo mrugała i się jąkała. Raz wydawała się z twarzy zimną suką, a raz milutką dziewczynką. Wspaniale odegrała ból, gdy jad rozprzestrzeniał się w jej ciele. Plus dla niej za wybranie "Flightless Bird, American Mouth" do sceny w altance ;]
Rob - wspaniała charakteryzacja, wspaniały głos (chociaż trochę przechlany), czasami trochę uciekała mu mimika, ale dawał radę. Potrafił być zarówno spięty jak i rozluźniony, potrafił zagrać smutek i radość i być niezmiernie poważny mówiąć: "You can google it" xD. W scenie z altanką był wspaniały, wyglądał jak prawdziwy elegant z początku XX w. Oczywiście muszę wspomnieć o moim prywatnym zboczeniu, czyli jego boskiej szczęce
Kristen & Rob - osobna rubryka, bo chodzi mi o ich chemię. Bosko, bosko, bosko. Scena pocałunku wymiatała. Takiego napięcia na ekranie już dawno nie widziałam. Plus łąka: Rety, jak oni na siebie intensywnie patrzyli! Aż można uwierzyć w miłość głównych bohaterów ;]
Postacie:
Charlie - świetny! O wiele lepszy niż w książce! Gaz pieprzowy, strzelba, zasłonka... Ile tego było! Gość jest tak pozytywny, że aż się go szkoda robi, gdy Bella odchodzi z domu.
Mike - gość mnie powalał, a nie irytował jak w książce. Był jakiś taki sympatyczny.
Eric - patrz wyżej, tyle że na odwrót.
Tyler - "i'm so sorry, Bella..." XD
Jessica i Angela - wydawały mi się zupełnie niekanoniczne, ale przez to chyba wzbudziły moją większą sympatię. Ogólnie nawet dużo ich było. Ciekawie.
Soundtrack:
Piosenki - chyba popieram wybór każdej piosenki do filmu oprócz "Tremble fo my beloved". Nie lubię tej piosenki i klimatem również nie pasowała mi w filmie. Reszta jak najbardziej na czasie i świetnie wtapiająca się w całość. Szczególnie "Supermassive Black Hole" przy baseballu.
Instrumental - tu też nie ma zastrzeżeń. Poza jednym: Średnio słucha się tego poza filmem. Może tylko "I dreamt of Edward", "Lion fell in love with the lamb", "Stuck here like mom", "Skin of a killer", "Edward at her bed" i "Bella's Lullaby" dają radę. Reszta taka tam sobie... No, ale te co wymieniłam są chyba najważniejsze ;]
Efekty - przeciętne, coś w stylu filmu klasy B z lat 90. Ale jak to powiedziała Vaire... Budżet nieco ponad 30 mln, a jakoś potrafili zrobić Edwardowi piękny kolor oczu, a już WB za kupę forsy nie potrafi przerobić oczy Radcliffe'a. So sad.
Sceny - wyjątkowo chaotyczne, co mi się nie podoba, ale pod koniec zwalniają nieco. Bywały wzruszenia, no i wiele śmiechu ;]
Jako fanka -> 9/10
Jako krytyk ->7/10