Wróć   HPN.pl > Fan Zone > Fan Fiction > Opowiadania - miniaturki

Odpowiedz
 
Narzędzia tematu Wygląd
Stary 12-16-2011, 21:08   #1
The_Lord_of_the_wands
Czytelnik horoskopów
 
The_Lord_of_the_wands na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Jun 2009
Posty: 14
Domyślnie [M] Guma balonowa

Miniatura, jaka pół roku temu zawitała na Mirriel, dzisiaj wędruje również i tu.

Guma balonowa


Nim dotarło do niego, co się dzieje, było już za późno, aby cokolwiek zaradzić. Jego świat, z pozoru stabilny i ułożony, okazał się kruchy i słaby, podatny na pęknięcia, rozpadając się z łatwością porcelany. Doszedł go ogłuszający huk, który przerodził się momentalnie w odległy płacz dziecka. Nie potrafił rozróżnić, czy słyszy je naprawdę, czy tylko jego wyobraźnia, poruszona dramatem tych wszystkich zdarzeń, płata mu takie figle. Doświadczył cierpienia gorszego od skutków swoich nocnych przemian: poczuł bolesne ukłucie sumienia, wezbrał w nim instynkt zatroskanego rodzica, a on... był znów bezsilny.
Wszyscy nagle gdzieś zniknęli, a ziemia jakby osunęła mu się spod stóp – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Miał wrażenie, że czas zastygł w miejscu, a dochodzący zewsząd tumult walki oraz desperackie okrzyki wymieszały się ze sobą, po czym stopniowo ucichły, tworząc atmosferę niepokoju.
Prawdopodobnie wokół panowała pustka i całkowita ciemność, jednak on widział po prostu różową gumę balonową. Czuł jej intensywny zapach i skupiał się na wyraźnej i nietypowej barwie, zupełnie gdyby od tego zależał teraz jego dalszy los. Przypomniała mu chwilę zawahania, w której popełniłby najstraszniejszy błąd swego życia. W obliczu ryzyka uświadamiał sobie, jak bardzo by tego pragnął, byleby oszczędzić im zmartwień.

Jego świat rozpadł się. Dawno temu.
Coś ciężkiego spadło mu na barki, dociskając do ziemi i uniemożliwiając poruszenie się. Nie miał pojęcia, czy stało się to nagle, czy może kilka godzin, dni temu. Szamotał się, próbował się wydostać, lecz nie potrafił. To nie kawał gruzu, a symbol brzemienia, jakie kiedyś na siebie wziął, a z którym nigdy się nie pogodził. Albo raczej brzemienia, które dołożono mu wbrew niemu, zanim dorósł do tego, by pojąć jego ciężar.
Poczuł napływający mu do ust smak goryczy, a w uszach zadźwięczał po długiej ciszy odgłos ludzkich kroków, którym wtórował śmiech; znajomy śmiech, jaki powodował w nim lęk. Śmiech szaleńca, który z człowieczeństwem wspólnego nie mógł mieć nic. Był więc zdany na łaskę demona. Chociaż nie chciał się poddać, nie mógłby stchórzyć – nie tym razem, to jednak z każdą próbą walki był coraz słabszy, a oni się umacniali. Czuł oddech demona na swoim karku, zadawaną zaklęciami torturę. Odnosił wrażenie, że pod jego maską kryje się kobieta, co tym bardziej go przerażało. Słyszał perfidię w szeptanych przez nich obelgach i kpinach, które przestał już odróżniać od wewnętrznej walki ze samym sobą.

Dziki zwierzak.
Ludzie ode mnie uciekają.
Włochata kreatura.
Ludzie się mnie boją.
Nędzny mieszaniec.
Ludzie się mnie brzydzą.
Tchórzliwa niedołęga.
Ludzie ze mnie drwią.

Słaby. Jesteś zwyczajnie słaby. Nie masz honoru. Za grosz. Wiecznie uciekasz od kłopotów.
Nie...
Boisz się starcia z własnymi lękami.
Ja nie potrafię...
Wolisz użalać się nad sobą niż walczyć.
Nigdy...
Zawsze tchórz. Nie umiesz spojrzeć prawdzie w oczy.
Nie!
Nie chcesz.

Nie wiedział, co się dzieje. Miał jedynie ochotę to zakończyć, wyrzucić z siebie tę kumulację negatywnych emocji, będących jak balon wypełniony po brzegi przykrościami, których doświadczał od ludzi przez lata. Nie dbał o to, co robi, tylko przelał przez różdżkę całą swą złość. Lecz złość powróciła do niego wraz z odpartym zaklęciem, wytrącając mu z dłoni jego jedyną broń i napełniając go dwukrotnie silniejszą furią. Dał się kopać, bić, ciągnąć przez kałuże krwi jak szmaciana lalka. Miał dość. Był zbyt wycieńczony. Musiał czekać, aż okażą mu litość i go zabiją. A oni właśnie tego chcieli. Śmiech był jednoznaczny. Pozwolił się sprowokować. Pozwolił im myśleć, że znaleźli jego czuły punkt, żeby zabawili się jego kosztem. Nie pierwszy raz. A wtedy fizyczny ból spotęgowała nieokiełznana rozpacz: widok zbliżającej się do niego różowej gumy balonowej. Wydawało mu się, że to kolejna halucynacja, zwykłe przywidzenie wskutek wielu urazów. Pragnął w to uwierzyć, ale oni też ją zobaczyli. Demon i jego towarzysz natychmiast się nią zajęli, ciesząc się obrzydliwie, jakby dostali nową zabawkę zamiast starej, zepsutej, jaką stał się on.

Przecież miała być bezpieczna.
Przy mnie nikt nie może czuć się bezpieczny.

Nie chciał jej narażać, nie chciał, by tu przychodziła, aby w tym uczestniczyła... lecz ten kolor napełnił go motywacją i duchem walki, która za jej sprawą niespodziewanie nabrała sensu. Podniósł się z zamiarem pochwycenia różdżki i udzielenia pomocy, kiedy poczuł, jak czyjś but depcze mu po łopatkach i brutalnie wgniata w podłoże. Wnet ciało ukochanej zwaliło się z łoskotem tuż obok niego. Zerknął na nią z trudem; trójkątna twarz, nad którą jaśniała jaskraworóżowa balonówka, naznaczona była plamami krwi i błota, a w oczach dało się dostrzec błagalny wyraz. Żadne ze słów nie byłoby tak wymowne, jak to spojrzenie, którym niegdyś dała mu do zrozumienia, że bardzo jej na nim zależy i że nigdy nie zostawi go samego, choćby wbrew jego woli. Rozumiał, mimo że trudno było mu to przyjąć, bo przecież zrobiłby dla niej to samo, ale jednak całkiem jej nie poznawał. Nie mógł w niej doszukać się tej niezdarnej, roztrzepanej osoby, którą znał na co dzień, która potykała się o stojak z nogi trolla lub palnęła na głos coś głupiego, zupełnie się tym nie przejmując. Wpadając w wir walki stawała się taka szybka, zwinna, konkretna, wręcz szalona i zdeterminowana. Ale to swym normalnym wcieleniem zdobyła jego serce. Nie musiała z nikim walczyć, nie musiała się popisywać ani strzelać na prawo i lewo urokami. Wystarczyło, że widział ją taką, jaką ona chciała być, a nie jaką kreowali ją ludzie. Nikogo nie udawała, nie kryła się pod żadną maską. Była po prostu naturalna. Była sobą. Podziwiał to, bo czy on kiedykolwiek potrafił być w pełni sobą, nie bojąc się tego konsekwencji? Czy zrobił kiedyś coś spontanicznie, nie musząc zastanawiać się po stokroć nad tym, że może podjąć złą decyzję? To go zgubiło. Jego własna pułapka, w którą wpadł. Gdy tak się zastanawiał, ile pięknych chwil mógłby przeżyć wcześniej i dłużej... mogliby razem.
Usłyszał ciężkie sapanie demona oraz jego towarzysza. Znowu się zbliżali. Przewidywał, że utkwili w nich swoje natrętne spojrzenia, chichocząc, szydząc i obnażając ich z resztek prywatności. Kątem oka ujrzał, jak demon stoi nad nią, napawając się tą chwilą, jak celuje w jej plecy i zastanawia się nad zadaniem ostatecznego ciosu. A on nie chciał, by patrzyła na demona, aby zawracała sobie tym głowę. Nie chciał, żeby była świadoma tego, co nadchodzi. Starał się odwieść ją od tego, patrzeć na nią tak długo, by nie pozwolić jej o tym myśleć. To było spojrzenie pełne kłamstw. Oszukiwał ją, bo był chorym egoistą, bowiem nie zniósłby, że ostatnim jej uczuciem był strach, a ostatnią widzianą osobą - demon. Krył w sobie poczucie winy, czując, jak pęka mu serce, brzydząc się samym sobą, gdy wyciągała w jego kierunku rękę, by go dosięgnąć, a on dobrze wiedział, co zaraz nastąpi. Śmiech demona ponownie wypełnił przestrzeń. Nadepnął jej na dłoń, cofnął stopę i wymierzył w plecy zielony promień, którego podmuch zgasił w niej życie niby świeczkę. Ciało drgnęło konwulsyjnie, wydając ostatnie tchnienie, po czym zamarło w miejscu. Dostrzegł, jak róż jej włosów zanikał, aż w końcu poszarzał, przywodząc na myśl wyżutą gumę spod szkolnych ławek, niemającą nic wspólnego z żywą barwą balonowej gumy.
Co złego jest przecież w odejściu ze świata, w którym sprawiedliwość odnalazł pierwszy i ostatni raz w formie definicji słownikowej w szkolnej bibliotece? Po tylu latach udręki i upokorzenia mógł tylko uważać, że zasłużył na pójście do - z zasady - lepszego miejsca, gdzie spotka się zarówno z nią, jak i ze starymi, dobrymi przyjaciółmi, których mu brakowało. Tam nikt ich nie rozdzieli. Być może był tchórzem, który nie miał odwagi cierpieć, zatem wolał śmierć, ale w tej chwili nie to się liczyło. Bolał go jedynie fakt, że jego syn pozostanie w tym świecie sam. Kto inny będzie w stanie przygotować go do zniesienia krzywd, na które natknie się na swojej drodze przez życie?
Obserwował wciąż jej martwe oczy, z nadzieją, że może zdąży jeszcze uchwycić ostatni błysk tej energicznej natury. Wówczas zauważył wzbierający w nich blask, nasycony zielenią; to nie śmierć, a nadchodzący spoczynek.

Ostatnio edytowane przez The_Lord_of_the_wands : 12-16-2011 o 21:10.
The_Lord_of_the_wands jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia tematu
Wygląd

Zasady postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:57.

Powered by vBulletin® Version 3.7.3
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.