Wróć   HPN.pl > Harry Potter > Hogwart

Odpowiedz
 
Narzędzia tematu Wygląd
Stary 09-04-2009, 20:02   #21
dziobaczka89
Jeszcze zdrowy miłośnik fantasy
 
dziobaczka89 na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Aug 2009
Lokalizacja: Starogard
Posty: 131
Domyślnie

// Zamuliłam troszkę...
Wielki come back //




- Nie. – Odpowiedziała uprzejmie, patrząc wesoło na zdenerwowanego Karola. – Nie powiem ci gdzie znikam z Lorcanem, każdej nocy.
Syknął na nią złowieszczo.
- Mam prawo wiedzieć, co i z kim robi mój brat, każdej nocy.
Jane podniosła sceptycznie brwi, zerkając z ukosa na Furey’a. Jak zwykle był zaczytany.
- Skoro własny brat cię nie wtajemnicza w takie rzeczy, ja tym bardziej nie będę zawracać sobie tobą głowy. – Fuknęła, chcąc jak najszybciej odejść od Karola. Złapał ja za ramię.
- Mścisz się, że kpiłem z ciebie na ćwiczeniach? – Zapytał od niechcenia. W jego głosie czuć było napięcie.
Jane wykręciła wymownie oczy do sufitu.
- Broń nas przed tym Roweno przenajświętsza!
- Więc o co chodzi? – Dopytywał się.
Jane wyrwała się z jego uścisku.
- Jeśli sam Lorcan ci nie powie, a wiem, że ci nie powie, bo to się tyczy głównie jego osoby, ja też ci nie powiem.
- Jesteś walnięta. – Warknął Karol, patrząc na nią z diabelskimi iskrami w oczach.
- Wariat wariata się nie boi, co nie Karl. – Odparła filuteryjnie.
- Wiesz, co mówią o poglądach… - Uśmiechnął się złośliwe Karol. Jane spojrzała na niego z nikłym zaciekawieniem. – Są jak dupa. Każdy je ma.
- To twoje motto rodzinne? – Syknęła rozłoszczona, odwracając się na pięcie i maszerując z gracją do wyjścia.

Zbiegła ożywionym krokiem po schodach. Nie chciała się spóźnić na szlaban.
McGonagal podzieliła ich na dwie grupy. Arnie, Marcjusz siedzieli grzecznie w bibliotece układając kartoteki uczniów. James, Katie i Jane mieli iść do Zakazanego lasu. McGonagal wierzyła, że w ten sposób udowodni im, że nie opłaca się łazikować po nocach.
- Idzie nasza Diva. – Mruknął James z ulgą. – I co zgodził się? – Zapytał powątpiewająco.
Jane przytaknęła szybko.
- Tylko nie wiem czy przyjdzie z bratem, czy sam. – Odparła po chwili z namysłem.
James zaśmiał się krótko. Katie przyglądała im się ze strachem. Nie nawidziła jak coś we dwójkę kombinowali. Zawsze wychodziły z tego ceregiele.
Filch stał wraz z Hagridem przy jego domku, omawiając coś po cichu.
- Konfiskuję różdżki. – Roześmiał się lubo woźny.
„Stary zoofil”, nasunęło się Jane.
Szlag ją trafiał, gdy za każdym razem, Filch dodawał im extra kary.
„Byleby pod górkę, nie z górki!” Tak brzmiała jego dywiza życiowa.
Ruszyli w kompletną ciemność, zastanawiając się czy dotrwają czwartej rano.
Jane złapała za rękę Jamesa.
- Jest ciemno… - Mruknęła ciężko wzdychając. – I nie śmiej się. – Odparła oschłym tonem, gdy James zaczął chichotać.
- Katie możesz też się do mnie przykleić. – Odparł mocno rozbawiony. – Dziewczyny przecież to tylko las.
Nie zaszywali się głęboko. Nie, kiedy nie mieli przy sobie różdżek.
- Jak ten … - Jane użyła takiego słowa, aż Katie zakrzyczała z oburzenia. – Mógł zabrać nam różdżki.
- Właśnie miałaś okazję zobaczyć parę minut temu JAK. – Odparł ironicznie Steward.
Trzask łamanych gałęzi, uciszył trójkę przyjaciół.
- Co to było? – Wyjęczała Katie, łapiąc kurczowo za ramię Jane i Jima.
- Slytheryn wstał z grobu, żeby cię zakatrupić, Grey. – Dobiegł ich męski głos, zza krzaków.
- Lorcan. – Zawołała z ulgą w głosie Jane, zaczynając się śmiać w głos.
James zmarkotniał.
- Szkoda, że jednak nie Salazar. – Burknął do siebie.
Jane obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.
- We własnej osobie.- Uśmiechnął się Furey, wychodząc zza zarośli. Różdżkę trzymał wysoko uniesioną. Światło z niej padające, oświetlała jego postać. Zza krzaków wynurzyła się również kolejna postać. Nie widzieli jego twarzy.
- Nie wiem, po jaką drogocenną różdżkę zgodziłem się tutaj przyjść. – Mruknął Karol, zrównując się ze swoim bratem.
- Jesteście wspaniali! – Wybuchnęła z wdzięcznością Katie.
- Na czym polega was szlaban? – Zapytał Lorcan, stojąc niedbale z lewą ręką w kieszeni.
James uśmiechnął się ironicznie.
- Nie widzisz? – Mrugnął.
- Musimy wytrzymać w lesie do czwartej rano. Niby nic takiego, ale sami wiecie bez różdżek, to jakoś tak…
- Strasznie? – Wpadł w słowa Jane Karol, uśmiechnął się kpiąco do Barson, cały czas bawiąc się swoją różdżką. - A gdzie reszta waszej świętej ekipy? - Ciągnął tym samym w połowie rozbawionym, w połowie próżnym głosem.
„ W dupie!” Warknął głosik w głowie Jane, taksując Karola groźnym wzrokiem.
- Reszta ekipy? – James zmarszczył brwi. Nie znosił tej dwójki Krukonów, a teraz miał świetny pretekst, żeby wyzwać ich na pojedynek.
- Oni nie zaliczają się do „swoich”. – Mruknęła Jane. – Zresztą oby dwoje są Ślizgonami! Rozumiesz Karolu Furey… Sa ślizgimi gnomami. Mama nie mówiła ci kim, a właściwie czym są Ślizgoni? – Kpiła Jane z wyniosłością. – Ślizgoni to szalone, okrutne bestie…
Trzaska łamanych gałęzi, ciche powarkiwanie dochodzące z ciemności uciszyły momentalnie Jane.
Znieruchomieli wsłuchując się w odgłos kroków.
- Co to jest? – Wypiszczała cienkim głosem Katie.
- Twój tata… Co się głupio pytasz? – Syknął James, sięgając odruchowo do kieszeni po różdżkę. – Cholera. Niech Filcha strzeli… – Zaklął.
Światło księżyca oświetliło polankę, na która powolnym krokiem wypełzł wilkołak.
Jane wstrzymała oddech, zastanawiając się czy uda im się go powalić jakimś kamieniem, których jak na złość nie było w pobliżu.
"Zawsze gdy są tak cholernie potrzebne, ich nie ma. Mendy! Zabije nas”, nasunął jej z przerażeniem głosik. "Rozszarpie, a dopiero potem skonsumuje!”
Potwór leniwie podchodził w ich stronę. Nie spuszczał z nich wzroku. Z jego ogromnej i przeraźliwie brzydkiej paszczy, wydobywało się mrukliwe powarkiwanie. Doskonale wyczuwał ich strach, co wprawiało go w niewysłowioną radość.
Nie uciekali, co bardzo mu odpowiadało.
Zresztą gdyby nawet próbowali, ich ucieczka skończyłaby się fiaskiem. Nie mieli żadnych szans w starciu z jego siłą, zwinnością i przebiegłością.
Był bardzo głodny,a oni pachnieli bardzo smakowicie...
- Ja… James … - Zdołała tylko wyjąkać Katie. Nogi powoli odmawiały jej posłuszeństwa, trzęsąc się jak cynamonowe galaretki z Miodowego królestwa.
- Co teraz? – Wysapał Karol nie spuszczając wzroku z wilkołaka. Dzieliła ich nadal dość spora odległość.
- Zabije nas. - Wydyszała Jane, której coraz ciężej się oddychało. Czuła się jakby coś zalegało jej w płucach i nie pozwalało swobodnie oddychać. Złapała mocno rękę Jamesa. Tym razem oddał uścisk nie śmiejąc się z niej. Był równie przerażony, co reszta.
- Zaraz zemdleję. – Wymamrotała Katie blada jak ściana na twarzy. Jane rzuciła jej ostre spojrzenie.
- Jak nam padniesz, ciebie pierwszą zeżre to świństwo. – Syknęła, łapiąc z trudem powietrze.
- Przymknij się, bo usłyszy jak go obrażasz. – Mruknął Lorcan, z wycelowana różdżką w potwora.
- Co robimy? – Wymamrotał Karol.
- Może łaskawie powalisz go jakimś zaklęciem? – Prychnął James.
Ryk potwora przedarł się przez głuchą ciszę panującą w lesie. Ich reakcją była przewidywalna. Zaczęli wrzeszczeć, popadając w panikę.
Dwie wiązki światła natarły na wilkołaka powalając go z łoskotem na ziemię.
Katie nadal krzyczała z zaciśniętymi powiekami, jakby to miało ją uchronić przed pożarciem.
Jane szturchnęła ją w bok.
- Już po wszystkim. – Zawołała , przekrzykując przyjaciółkę.
- Masz ty łachudro. – Prychnął złowieszczo Karol. Jane wykręciła wymownie oczy do nieba.
- Właśnie przeleciało mi życie przed oczami. – Wysapał Lorcan.
- Niewątpię. – Odparł zdawkowo James dźgając kijem wilkołaka. – Pewnie porobiłeś się po pachy. – Zawył radosnym śmiechem.
- James. – Skarciła go Jane, patrząc łagodnym wzrokiem na przyjaciela. Tłumiła śmiech, kręcąc pobłażliwie głową. – Lorcan i Karol uratowali nam właśnie nasze tyłki.
- Alleluja. – Burknął James. – Spadajmy stąd, co za chwilę to bydle się nie ocknie. – Zakomenderował władczym tonem.
- Obleciał cię cykor? – Zapytała kpiąco Jane, uśmiechając się w połowie rozbawiona.
- Raczej boi się o swoje spodnie. – Podsunął zdawkowo Lorcan, uśmiechając się z wyższością do Stewarda.
Karol zaśmiał się cicho.
- Dobra spadajmy stąd. – Przytaknął w końcu.

Nie mieli pojęcia ile czasu spędzili w zakazanym lesie. Z braćmi Furey rozstali się przy chatce Hagrida.
- Cholipa po coście się tak darli w tem lesie. – Zawołał krzepko gajowy. – Bym się nie zdziwił gdybyście cały zamek pobudzili.
- My tak dla zabawy. – Odparł ironicznie James, nie patrząc na olbrzyma. Sarkazm Stewarda spotkał się ze srogim spojrzeniem nadal bladej jak ściana Katie.
- Szkoda, że nikt nam nie raczył wspomnieć, że po lesie biega wilkołak. – Szepnęła Jane, gdy zmierzali wraz Hagridem do zamku.
Na przystojnej twarzy Jamesa pojawił się arogancki półuśmiech. Niby od niechcenia złapał Jane za rękę. Przyśpieszyli by zrównać się z gajowym i Katie.


// Może mnie ktoś oświecić o co "be" z tymi dementorami?//

Ostatnio edytowane przez dziobaczka89 : 09-04-2009 o 20:24.
dziobaczka89 jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 04-10-2010, 15:31   #22
hedwiga32167
Mięso armatnie
 
Zarejestrowany: Apr 2010
Posty: 1
Domyślnie

Chcę należeć do Ravenclaw i mieć na imię Terry Bott
hedwiga32167 jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Odpowiedz


Zasady postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni post / autor
# Ravenclaw # Vayamess Kosz 132 01-17-2010 18:05
~Ravenclaw~ InsygniaŚmierci Kosz 19 03-30-2009 15:24
Ravenclaw. Vemyana Kosz 3 01-13-2009 21:50
Ravenclaw Dziedzic Gryffindora Kosz 126 05-18-2007 13:46
RAVENCLAW Ginny_Weasley12 Kosz 20 04-08-2007 20:23


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:49.

Powered by vBulletin® Version 3.7.3
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.