Wróć   HPN.pl > Fan Zone > Fan Fiction

Odpowiedz
 
Narzędzia tematu Wygląd
Stary 07-30-2009, 04:08   #1
Rzaki Pak
Fan "Strefy 11" i tarota
 
Rzaki Pak na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 82
Domyślnie Wasze, nie o HP

Tak się zastanawiam, czy macie w swoim dorobku jakieś ciekawe opowiadania, które się nie zaliczają do ff? Jakaś ciekawa praca konkursowa czy nad podziw dobrze odrobiona praca domowa? Jeśli macie coś takie, czym można się po chwalić to możecie to zrobić w tym temacie. Właściwie nie muszą to być nawet opowiadania, tylko co nadaje się do czytania : ]

Wysyłajcie link do strony, na której je umieściliście, albo wklejajcie bezpośrednio do tematu. Komentujcie na stronach źródłowych, czy przez pw. Tutaj umieszczamy tylko linki do opowiadań. Chyba, że skomentujecie coś i jednocześnie przedstawicie własne opowiadanie.

Ja zacznę.

Czy daleko od bram raju...

Okoliczności powstania opowiadania wyjaśnione pod linkiem. : ]

Jeśli pomysł z tym tematem przejcie i wam się spodobają moje wypociny, to może umieszczę jeszcze inne moje prace.

Komentujcie pod linkie i na pw!
__________________
Księga Powtórzonego Prawa 13:7-11
Cytat:
Jeśliby [...] (obojętnie kto) namawiał cię potajemnie, mówiąc: Chodźmy i służmy innym bogom,[...] nie zgodzisz się ani go nie usłuchasz, a twoje oko nie zlituje się nad nim i nie pożałujesz go ani nie ukryjesz, ale nieodwołalnie zabijesz go. Ty pierwszy podniesiesz przeciw niemu swoją rękę, aby go zabić, a potem cały lud, i ukamienujesz go, zadając mu śmierć za to, że usiłował odwieść cię od Pana, Boga twego[...]
Nie ma to jak tolerancja wyznaniowa ^^
Rzaki Pak jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-12-2009, 14:49   #2
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Arrow [M] Zachód Słońca.

[A oto moje małe dziełko. Nie mam linka do tego, podaję prosto z kompa tutaj. I napiszcie, co o tym sądzicie... Oceny są dla mnie bardzo ważne. Pomagają "ulepszać". A o to przecież chodzi, prawda?]

Złote płomienie z odcieniem słonecznej pomarańczy lizały z rozkoszą delikatny jedwab nieba, przybranego teraz w zmysłowe fiolety i baśniowe róże, które wymieszane były niczym wielką łyżką, lody. Smakowicie dobrane kolory tworzyły niesamowicie przejmujący spektakl. Po niebie sunęły leniwe obłoczki chmur. Niebo powoli zlewało się ze słońcem, jakby wchłaniało go w głąb granatowej tafli, pozostawiając po sobie jedynie bladoróżowe, aksamitne wstążki związane z fioletowo-granatowym niebem, niczym kurtyna po tym cudownym przedstawieniu.

Z kosmosu widok był nieziemski.
Mały Książę spojrzał czule, na swoją Różę.
Uwielbiał zachody słońca. Zwłaszcza, gdy odbijały się od klosza, tworząc surrealistyczne odbicie rzeczywistości i jego małego światka.

Słońce, tak intensywnie walczące o odrobinę czasu dla siebie, w końcu się poddało. Została po nim jedynie mglista impresja intensywnych barw, które przecież nie potrafiły żyć swoją wewnętrzną siłą. Piękno czerpały z energii, której udzielało im słońce każdego dnia. I codziennie walczyły o byt, kiedy ich życiodajne źródło chowało się, by następnego dnia znów dać nadzieję tym kolorom.

Ta cowieczorna batalia była dla oka istnym arcydziełem. A Mały Książę (mimo, iż mógł przesuwać jedynie o parę kroków skrzypiące krzesełko, by znów obejrzeć zachód słońca) zawsze czekał z nadzieją, że nigdy się nie zakończy.

I, że słońce w końcu zostanie, by żywić sobą tę najpiękniejszą w naturze paletę barw.

mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-12-2009, 16:22   #3
SEVandLUC
Fanatyk, niegroźny
 
SEVandLUC na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Dec 2009
Lokalizacja: Kutno...
Posty: 204
Domyślnie

Hehe..jest taka piosenka- ,,Mały książę"..A co do opowiadania to mi sie bardzo spodobalo..
__________________
W życiu piękne są tylko chwile...
SEVandLUC jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-12-2009, 16:34   #4
mooll
Fan "Strefy 11" i tarota
 
mooll na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Oct 2009
Posty: 54
Domyślnie

Cytat:
Napisał SEVandLUC Zobacz post
Hehe..jest taka piosenka- ,,Mały książę"..

Jest ;p Książka też jest. I na niej się właśnie oparłam. Myślę, że piosenka również jest na niej oparta .
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.

Oscar Wilde
mooll jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-14-2009, 19:54   #5
Noruj
Niepoprawny marzyciel
 
Noruj na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 37
Domyślnie

1) wąpierz - wampir
2) ganioł - goniał
3) jakoweś - jakieś
4) świętuchna - święta
5) mojuchna - moja
6) sprawuchę - sprawę
7) po prędce- szybko
8) Ino - tylko
9) myślim - myślę
10) wim - wiem
11) mówże - mów
12) mówim - mówię
13) nima - nie ma
14) wisz - wiesz

Jaryło



„ Wąpierz w karczmie”


Ridder wolnym krokiem wszedł do bezimiennej gospody. Od razu poczuł woń mocnego alkoholu i smrodu pospólstwa. Na ustach kapłana pojawił się krzywy uśmiech. Karczma była całkiem spora, mieściło się tutaj kilka dużych stołów i rozpadające się schody na piętro. Ludzie byli tak upici, że nie zauważyli przybysza, który skierował się w stronę karczmarza. Posturą ten przypominał puszystego krasnoluda i był jedną z nielicznych osób, którą można było posądzić o trzeźwy umysł. Właśnie wrzeszczał na jakiegoś pachołka opluwając przy tym jego spitą twarz.
- I po co żeś z tym ganioł do miasta!? – wrzasnął, a na twarzy młodziaka pojawił się krzywy grymas.
- Witajcie karczmarzu, problemy jakoweś macie? – Ridder spoczął przy ladzie.
Chłopak natychmiast wykorzystał okazję i czmychnął. Zapewne po to, aby obalić następną flaszkę.
- A ty co? Inkwizycja świętuchna? – odwarknął w stronę przybysza.
- Można tak to ująć – odpowiedział kapłan i pokazał rozmówcy srebrny sygnet ze znakiem zachodzącego słońca.
Na twarzy karczmarza pojawiło się przerażenie.
- Witam najjaśniejszego kapłana w mojej gospodzie. Ja i żonka mojuchna od wielu pokoleń najwierniejszymi wyznawcami Chorsa…
- Nie twoją wiarę sprawdzić przybyłem, a pokój wynająć chciałem. Widzę jednak, że problemy w gospodzie macie. Mało klientów?
To właśnie irytowało Riddera w byciu kapłanem. Ludzie żyli w przekonaniu, że rolą jego zawodu było palenie niewiernych i szerzenie słowa Chorsa. Natomiast dla nich był on tylko kolejnym bogiem z świętej czwórki. Ludzie wybrali go na stworzyciela świata, a kapłanów za jego pośredników. Czasami bywało to pomocne, ale w rzeczywistości ich rola była zupełnie inna. Szkolili ich w mieście Tundur w północnej części starego imperium. W samej stolicy Metedengladu. Uczyli ich władać bronią, wyzwalać magię, udzielać pierwszej pomocy. Dowiadywali się o najróżniejszych potworach i innych inteligentnych rasach. Można by rzec, że ich rola była błaha. Wyruszali na gościniec, aby nieść ludziom pomoc, ale było ich niewielu i znali się na swoim fachu. Czasem przegonili Disy z wioski, a to zajęli się topielcami, to rozwiązali konflikt czy pomogli rannemu.
- Ano… wąpierza podejrzewam w gospodzie… - rzekł niechętnie.
- Wśród gości?
- Ano.
- Ktoś tu mieszka na stałe?
- Cztery osoby, przyjezdni.
- Z tym poleciał ten chłopak do miasta? – kontynuował Ridder.
- Ano - odpowiedział cicho karczmarz.
- To czemuś na niego rzyć wydarł? – zapytał, a na twarzy rozmówcy pojawiła się ogłupiała mina.
- No wie Kapłan, jak mi się straż zleci to zaraz rozkradną wszystko. Wolę samemu sprawuchę załatwić.
- Więc… ja się tym zajmę za sto tokenów – odpowiedział szybko Ridder.
- Sto!? – karczmarz miał minę, która wyrażała przerażenie zarówno tą kwotą jak i skutkami ewentualnego odmówienia.
- Niech będzie panie Kapłan. Można poznać miano pana Kapłana? – minę miał niechętną, ale wiedział jak się zachować.
- Ridder z Brego.
- Perun z… karczmy – rzekł z wymuszonym uśmiechem, ale przybysz nie zwrócił na to uwagi. Jak na razie nie interesowało go pochodzenie właściciela gospody.
- Daj coś do picia i strawę jakąś. Pogadamy o tym wąpierzu – była późno noc, a Ridder był znużony podróżą. Karczmarz po prędce podał jakieś jadło i piwo. Trunek był podły, a barani udziec przypalony, ale kapłan jadał o wiele gorsze rzeczy.
- No to mówże więcej o tym wąpierzu – powiedział Ridder, kiedy już najadł się do syta.
- No… dziwny z niego gość, nie zabija. Ino kąsa.
Ridder westchnął. Dla niego to nie było dziwne. Wąpierz żywi się ludzką krwią, ale gdy zabiję swoją ofiarę, to tym samym czynią ją podobną sobie. Nie może nawet zabić kogoś jak mu rzyć zawraca. Nie może także zginąć śmiercią naturalną i jest podatny na magię, a oprócz tego nie różnił się niczym od człowieka. Kły wyrastały mu dopiero wtedy, kiedy zabierał się do ucztowania. Ludzie tacy jak Perun z pewnością uważają, że wąpierz w nocy zakłada czarną szatę z kapturem i czci demony.
- Zamykasz szczelnie gospodę?
- Pewno! Ino ja klucze mam.
- Kto wynajął pokój?
- Bidar, Silon i Danken – Perun z wielkim wysiłkiem wyliczał na palach.
- Powiedz o nich coś więcej – kapłan był cierpliwy, od dawna nie miał żadnej roboty, a i sakiewka nazbyt ciężka nie była.
- Ano, Bidar to zwykła moczymorda, ledwo mi sukinsyn za pokój płaci na czas. Silon robi na budowie. Wspominał, że zarobi trochę i wyjeżdża. Myślim, że to on krwiopijcą jest… - powiedział karczmarz drapiąc się po głowie.
- Nie trudź się myśleniem, ja się tym zajmę. Co z Dankenem?
- Ano, nie wim dokładnie. Chyba stary żołnierz z Bachus.
- Dobrze. Daj jeden pokój, musze wypocząć. Jutro zajmę się tą sprawą – powiedział ze zmęczeniem Ridder.
Karczmarz podał mu mosiężny klucz i wskazał schody na górę. W karczmie było tylko kilka osób, kapłan wstał i ruszył na górę. Dotarł na szczyt i stanął w krótkim korytarzu. Po każdej ze stron było pięć par drzwi. Ridder spojrzał na numerek na kluczu i odnalazł swój pokój. Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. W środku było zadziwiająco czysto, przy ścianie po lewej stronie stała szafka, a nad nią lustro. Na końcu pomieszczenia stało rozklekotane łóżko. Kapłan zamknął drzwi na klucz. Podszedł do lustra i uważnie się sobie przyjrzał. Ostatnie lata poważnie go zniszczyły. Twarz miał zmęczoną i powoli starzejąca się. Miał długie czarne włosy. Często zaniedbane. Następnie spojrzał na swoją skurzaną kurtkę. Ona również wymagała drobnej odnowy. Paski były już zdarte, a i kilka dziur by się znalazło. Tym bardziej kapłan potrzebował pieniędzy. Ridder odłożył na szafkę młot. To jedyna naprawdę wartościowa rzecz, którą posiadał. Jednoręczny, ale całkiem spory był wykonany z najlepszego materiału. Kapłani rzadko nim walczyli, była to raczej cecha charakterystyczna tej kasty. Poza tym zwykle mieli też normalne długie miecze. Tak i również było w tym przypadku. Ridder położył ostrze koło łoża i usiadł na podłodze. Zaczął medytować, robił to co wieczór, aby być skoncentrowanym i tracić mniej energii przy czarowaniu. Po godzinie wstał, złożył dłonie w trójkąt, wycelował w drzwi i wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Natychmiast poczuł falę zmęczenia. Rzucił zaklęcie ochronne na wejście do pokoju. Każda osoba, która przekroczy próg tego pokoju, a nie będzie to Ridder, zostanie oszołomiona. Jeśli wywoływacz zaklęcia przekroczy próg to zaklęcie zostanie zdjęte. Takie czary zwykle wymagały dużej kondycji, a kapłan był na skraju wyczerpania. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Nie było wygodne, ale zawsze lepsze od twardej ziemi, albo cuchnących bagien.
Noruj jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-14-2009, 19:54   #6
Noruj
Niepoprawny marzyciel
 
Noruj na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 37
Domyślnie

***

- Złe nowiny – rzucił Perun następnego dnia, kiedy przybysz zszedł na dół.
Ridder uśmiechnął się i usiadł przy stole. W karczmie nie było nikogo, oprócz tego parobka, którego ostatniego wieczoru zawrzeszczał szanowny karczmarz. Perun rzucił się do kapłana.
- Podać coś? Piwa? Wina? – Ridder tylko uniósł dłoń, aby uciszyć karczmarza.
- Kto to? – spytał po chwili wskazując głową na młodzieńca.
- Syn mój – mruknął Perun
- Co to za nowina?
- Ano… Wąpierz pokąsał następnego gościa. Wyjechał z wioski o świcie.
Kapłan chwilę się zastanawiał, po czym przemówił.
- Dobrze, wpadnę tu później. Bywaj - rzekł, wstał i wyszedł.
Padało, jak zwykle. Nie była to ulewa, ale zwykły codzienny kapuśniaczek. Ridder znajdował się w środku Starego Imperium. W wiosce, która była umiejscowiona na bagnach. Domy był zarośnięte i zaniedbane. Kapłan ruszył przez rozmokła ścieżkę aż na skraj wioski. Ludzie patrzyli na niego z dziwnym zainteresowaniem. Przy wejściu do wioski budowano maleńką wieżyczkę. Robiło przy tym kilku wieśniaków.
- Który z was to Silon? – zapytał, a wszyscy popatrzeli na niego z tępym wyrazem twarzy.
- Ja – odpowiedział najmniejszy z nich i podszedł do kapłana.
- Witaj, zwą mnie Ridderem, albo kapłanem.
- Czego chceta?
- Mam kilka pytań. Słyszałeś o tej aferze z wąpierzem? Ile tu zabawisz?
- Słyszałem o tym krwiopijcy. Zarobię trochę gorsza i już mnie nie ma w tej przeklętej wiosce.
- Rozumiem, wybacz, że przeszkodziłem ci w pracy. Bywaj.
Kapłan usiadł na kamieniu przy drodze i przez dłuższą chwilę wpatrywał się przed siebie. Co jakiś czas przejechał jakiś wóz, albo posłaniec na koniu. Ridder wyciągnął z kieszeni wiekowy bursztyn. Ofiarowała mu go bliska jego sercu elfka. Właśnie w tym tkwił problem. Mimo, że wiele tak temu dwie rasy zasiedliły Metedenglad, to ludzie oślepieni chciwością przegonili elfy z ich miast i wsi. Do dzisiejszego dnia żądne zemsty elfy ukrywają się gdzieś w lasach Nowego Imperium. Ridder poznał Miccaotli kilka lat temu, w czasie pogromu Nen Girith. Jako kapłan, nie mógł wziąć w tym udziału. Co prawda, miał za zadanie walczyć z nieludźmi, ale elfy i krasnoludy, byli traktowany jak ludzie. Tak było kiedyś. Pomógł Micce uciec. W tych okolicznościach się poznali. Kapłan uśmiechnął się krzywo, wstał i ruszył do gospody. W środku Perun podszedł do niego i wyszeptał.
- Mam nowiny…
Ridder usiadł przy ladzie, a karczmarz natychmiast podał mu kufel grzanego miodu.
- Więc? – zapytał Ridder upijając łyka.
-- Wim kto wąpierzem jest. Możesz przerwać śledztwo – oznajmił uradowany.
- To ciekawe, a któż nim jest?
Karczmarz rozejrzał się po pustej karczmie i szepnął.
- Silon…
- Silon powiadasz? Jak to wywnioskowałeś?
- Już mówim. W każdym pokoju zawsze wieszam lusterko. W jego pokoju nima go. Musiał schować, a ludzie w świecie gadają, że wąpierz się swojego odbicia boi.
- To faktycznie cenna informacja – odpowiedział Rider, ale mocno w to wątpił. Karczmarz chciał za wszelką cenę doprowadzić do końca śledztwa. Kapłan dobrze wiedział, że wąpierzowi nie szkodzi jego odbicie.

***

Nadeszła kolejna noc. Kapłan przesłuchał Bidara, który zdawał się być zwykłym wędrownym bardem. Po krótkiej medytacji rzucił ponownie na drzwi zaklęcie ochronne i ułożył się na łóżku. Zasnął, ale ten odpoczynek nie miał trwać długo. Niespełna godzinę później głowę kapłana przeszyła fala energii. Ridder natychmiast się zbudził. Drzwi do jego pokoju stały otworem, a u progu leżał syn karczmarza. Kapłan założył uzbrojenie i podszedł do niego. Nie był oszołomiony, on nie żył. Głowę Riddera naszło mnóstwo hipotez. Nie tylko jego drzwi były otwarte, pokój Bidara również stał otworem. Kapłan wyjął cicho miecz i zajrzał do pomieszczenia. Bidar leżał bezwładnie na łóżku. Na szyi miał kilka śladów ukąszenia. Kapłan nie miał wyboru, bard nie żył. Zamachnął się mieczem i wyszeptał kilka słów. Uchroniło to trupa przed ożywieniem w postaci wąpierza. Z dołu słychać było głośne rozmowy i śmiechy. Widocznie karczma przepełniała się w nocy. Kapłan zszedł na piętro, przy stołach siedział tłum wieśniaków. Praktycznie cała wioska. Na twarzy karczmarza pojawił się strach. Zaczął rozglądać się po gospodzie.
- Perun! – zawołał Ridder podchodząc do niego z wyciągniętym mieczem.
- Wiem, kto jest wąpierzem. Cieszysz się?
- Gdzie jest mój syn? – zapytał śmiałym tonem.
Lud w karczmie uważnie przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Twój syn? Skoro o nim mowa, to miałbym do ciebie pytanie. Jak mogłeś spłodzić coś takiego? Skazałeś go na wąpierzy los.
- O czym ty mówisz? – głos mu drżał.
- Ta sprawą, z którą był w mieście. To nie o to chodziło, nieprawdaż? Chciałeś wplątać w to Silona. Zabijałeś innych podejrzanych. Schowałeś lustro. To dlatego nie chciałeś powiedzieć skąd jesteś. Pewnie, twoja rodzina wyginęła ze starości kilka wieków temu, a wiesz, że mógłbym to sprawdzić – na twarzy Peruna pojawiła się złość.
- Wydaję ci się, że wszystko wisz? – karczmarz walczył.
- Tak właśnie myślę.
Karczmarz uśmiechnął się i cicho zaśmiał. Ridder nieco się zakłopotał. Zaczął rozglądać się po karczmie. Z wieśniakami było coś podejrzanego. Oni… nie jedli. Na stołach stały tylko kufle z trunkami. Nikt nic nie jadł. Ridder zaczął rozumieć.
- Wszyscy… jesteście wąpierzami? – zapytał z nutą strachu w głosie. Oczekiwał, że wszyscy złowieszczo kiwną głowami i wysuną kły, ale oni siedzieli cicho przy stołach ze smutnymi twarzami.
- Kapłanie. Taka jest cena za pobyt w naszej wiosce, my kąsamy przyjezdnych, w zamian za pobyt w wiosce. Nie robimy nikomu nic złego. To uczciwa propozycja.
Do karczmy wszedł Silon. Był nieco pijany, ale widocznie natychmiast zrozumiał, o co chodzi.
- Chorsie przenajświętszy – wyjąkał, a karczmarz kontynuował.
- Ten, kto opuści naszą wioskę, już nigdy do niej więcej nie trafi. Odejdź…
Kapłan był rozdarty. Z jednej strony zawód nakazywał mu pozbyć się wszelkich nieludzi jakich spotka, ale z drugiej strony, oni faktycznie byli tylko biednym społeczeństwem, które zostało zmuszone do takiego życia. Ridder schował miecz i ostrożnie zaczął cofać się do drzwi. Karczmarz sięgnął za ladę, na co kapłan wyjął ponownie broń.
- Spokojnie – rzekł i rzucił w jego kierunku sakiewkę.
- Obiecałem ci sto tokenów – rzekł z uśmiechem.
Kapłan spojrzał na wypchaną sakwę i skusił się na krzywy uśmiech.
- Bywaj Perun – i wyszedł ciągnąc za sobą ogłupiałego Silona.
- Kapłanie, nie zabijesz ich? – powiedział, a waliło mu z ust Jaryłem. Popularną wódką w Starym Imperium.
- Nie, a dlaczego pytasz?
Na twarzy Silona pojawił się cień strachu, zaczął biec, ale po kilku krokach przewrócił się. Kapłan podszedł do niego i spytał.
- O co chodzi? – ale nie musiał usłyszeć odpowiedzi. Rozległ się wielki huk, a cała karczma stanęła w płomieniach. Ridder westchnął.
- Skąd miałeś środek wybuchowy?
- Zrobiłem… Proszę, nie zabijaj mnie… - Silon prawie się popłakał.
Kapłan spojrzał na karczmę, wsłuchując się w krzyki wąpierzy. Mimo wszystko płonący budynek na tle nocy robił wrażenie.
- Wybieram się do Nen Girith, będziesz mi towarzyszył? – rzekł przypinając sakiewkę do pasa.
Noruj jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 12-14-2009, 22:36   #7
nika13
Fan "Strefy 11" i tarota
 
nika13 na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 60
Domyślnie

To mój wierszyk, o pewnej szkole .... (komenty wskazane, i te negatywne też)
Postaram się dopisać niedługo końcówkę... )
UNM


Gdy do szkoły zaklęć woła
Twoja była narzeczona…
I gdy miejsce swoje znasz..
Zwoje magii i ropuchy,
To jest hymn nasz

Tutaj poznasz magii w bród,
I wydziałów poznasz cnót,

Dziś opieka – fajna sprawa
Gdy pomocną rękę masz Farrara,

Jutro Magia – Magia Czarna
McNeita pałka sprawna,
By nauczyć nas wszelkiego,
co czarnomagicznego…

Farrar też to nasz gajowy,
Z nim dziś gadać nie ma mowy
Reny ma na imię
I z tego słynie
Astronomi uczy też
choć to już Aslan jest
Ech…

Jutro zanim zmrok zapadnie
Transmutacji uczyć składnie,
Będzie Matthew
Matthew BLACK

Dziś KLUB startuje
I każdy kuje
żeby było na co popatrzeć,
I Albus znowu,
wróci do domu
zły

Dzień za dniem,
ciągnie się
Magii czas
A Milostan już nie ma siły,
I mu bardzo świat niemiły,
Ludzie, Ludzie!!!!!!
Ulmus nie ma siły!!!!!
HELP!!!!!!

Książka, za książką,
Książka się gnie
A Martyna McColin zapomniała się..

Runów magia,
runów czar,
McColin uczy ich nas!!!!!

Wróżby, Magia…..
Co za sprawa
Dziś Flamena zapytamy,
czy to mary,
czy to czary

Latać każdy może,
Trochę lepiej,
Trochę gorzej,
Pani McNeit dziś słuchamy,
By latać,
Jak senne mary

No choć,
pomaluj wapirów świat,
na żółto
I na niebiesko
dziś poznasz świat wampirów,
Przedstawiany przez Panią Antaer

Więc choć, pomaluj nauczycieli życie,
Aż się zarumienią
Bo nauczycieli świat,
jest pomalowany czarną kredką
__________________
Chcę uwierzyć

Mulder, nawet nie wiem co na to odpowiedzieć. Ludzie nie żyją wiecznie!

Mulder, mogę się ostatecznie zgodzić, że ta kobieta praktykowała jakąś formę
czarnej magii. Ale żeby coś zwrócić, trzeba to najpierw połknąć!


Chyba nie sugerujesz, że ciało pozbawione głowy samo wyszło sobie z kostnicy...
czy sugerujesz?


Chcesz znaleźć się w pewnym miejscu??? Kliknij tutaj
też kliknij tutaj

Ostatnio edytowane przez nika13 : 12-14-2009 o 22:41.
nika13 jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 01-23-2010, 17:47   #8
Sanji.Lucius
Fan "Strefy 11" i tarota
 
Sanji.Lucius na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Jan 2010
Posty: 76
Domyślnie

Fajny wierszyk, powiem Kiedyś coś takiego nauczycielom (koncówkę).
__________________
Nie nadaję się na kłusownika, ale jestem świetnym szpiegiem.
Sanji.Lucius jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 08-16-2010, 15:27   #9
Piotrek GT
Jeszcze zdrowy miłośnik fantasy
 
Piotrek GT na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Aug 2010
Lokalizacja: Toruń
Posty: 144
Domyślnie

Wierszyk super
Ja planuje coś napisać jak narazie mam pomysł i to będzie związane z wyścigami.
__________________
Bo w krwi płynie benzyna, w sercu świszczy turbina...
Piotrek GT jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Stary 03-20-2011, 23:21   #10
kristal16
Jeszcze zdrowy miłośnik fantasy
 
kristal16 na Harry Potter Forum
 
Zarejestrowany: Jun 2009
Lokalizacja: Tam, gdzie liście nie spadają z drzew...
Posty: 117
Domyślnie

Tytuł

Rozdział I
„Początek”

Budząc się wczesnym rankiem, chciałem zapomnieć o wszystkim co ostatnio mnie spotkało. Nigdy nie pomyślałbym, że takie coś może mi się przytrafić, że w ogóle istnieje.
Wiedziałem, że za kilka godzin czeka mnie jakaś idiotyczna rozmowa z pedagogiem szkolnym. To czysty absurd – nawet nie znam jego nazwiska, a mam mu opowiedzieć o swoich doświadczeniach?! Totalna staroświeckość. Staroświeckość? Co ja plotę? Co ma piernik do wiatraka? Hmm, skoro nie staroświeckość to może... totalny paradoks. O! Całkiem z innej beczki. Skąd u diabła wzięła mi się ta staroświeckość...?
Zwlekłem się z mojego łoża, które jest nienaturalnie ogromne. Ojciec znalazł je na pchlim targu, jak powiedział. Jakoś w to nie wierzę, ale cóż. Łoże zajmuje połowę mojego pokoju, mimo to nie zamieniłbym go nawet za piłkę do nogi z NIKE.
Omiotłem znudzonym spojrzeniem porozwalane wszędzie pierdołki i poszedłem do kuchni. Nie spodziewałem się, że tak wcześnie zastanę tam kogoś, a jednak mój stary siedział przy kuchennym stole, czytał gazetę i pił ka... Kawę? Nie... Pił piwo.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie pił tych piwsk od samego rana?! - zabrałem mu puszkę z ręki i wyrzuciłem. - Jesteś nieodpowiedzialny i niedojrzały!
Czekałem aż się odezwie, zaprotestuje, no cokolwiek, ale on tylko schylił się i wyjął spod krzesła wiśniówkę. Wkurzyłem się jak Michael Jackson, gdy go o molestowanie posądzono i wyszedłem nic już nie mówiąc.
Idąc prawie pustymi ulicami tej zapyziałej dziury, myślałem o niej. O jej spojrzeniu, dotyku, głosie... I o tych pięknych, głębokich i czarnych oczach. Nie obchodziło mnie kim była, tęskniłem za nią i biłem się w klatę, że tak po prostu dałem jej odejść. Cóż za zrządzenie losu i niezmierna niesprawiedliwość. Gdyby nie ona, moje życie nadal byłoby tak nudne jak było. Wiem jedno: że ona też tęskni i wróci. Wróci i zabierze mnie do swojego świata.
Przyszedłem do szkoły trzy godziny przed zajęciami. Lepiej nie przyznam się nikomu, bo to wstyd. Kto normalny przychodzi do budy tak wcześnie? Pytający wzrok woźnej wszystko wyjaśnia. Ta stara ropucha z brodawkami na nosie była najobrzydliwszą i najbardziej nie miłą istotą na całym świecie. Zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem i zaskrzeczała:
- Koral! Gdzie tarcza?!
- Pani Miss (jak na nią mówiliśmy), jest w plecaku. Zawsze ją tam mam, bo nie będę jak dzieciak z podstawówki po ulicach z tarczą chodził – odpowiedziałem z udawaną uprzejmością.
Siedziałem w szatni i starałem się odepchnąć myśli o niej. Było to jednak okropnie trudne, bo nawet spadające liście za oknem przypominały mi ją. Ona też była taka lekka, a gdy tańczyła wyglądała właśnie jak taki liść, który bawi się z wiatrem. Gdy pozwoliłem jednemu wspomnieniu wedrzeć się do mojej głowy, inne wchodziły już bez pozwolenia. Nie potrafiłem zapanować nad wspomnieniami. Ona obezwładniała mnie w całości. Kochałem ją całym sercem i umysłem, chciałem jej kiedyś o tym powiedzieć, ale ona uprzedziła mnie, jakby czytała w moich myślach: Pamiętaj co mi obiecałeś! - powiedziała i chwytając mnie za rękę poszliśmy przed siebie.
Tak bardzo za nią tęskniłem... Wszystko się spotęgowało. Nie wyobrażam sobie tego, jak będę się czuł po rozmowie z pedagogiem. Będę musiał przeżywać wszystko od nowa.
Do szatni weszła kumpela z klasy. Rzuciła krótkie „cześć” unikając mojego spojrzenia. Wszyscy mnie tak traktują odkąd wróciłem do szkoły. Zmieszana odwróciła się do mnie plecami i odezwała się:
- Baltek, pani Otrębska prosi cię do siebie.
- Kto?
- Pedagog szkolny – odpowiedziała i szybko wyszła z szatni jakby bała się, że ją zaatakuję.
Więc oni naprawdę myślą, że ja też tym jestem. Cha, cha, cha! Ciekawe jak będzie się czuła ta cała Otrębska. Sam na sam z... Cha, cha, cha!
Zanim wszedłem do jej pokoju przeczytałem tabliczkę: Magdalena Otrębska – pedagog szkolny. No to przynajmniej wiem już z kim będę miał do czynienia. Zapukałem i wszedłem do środka. Nic nie mówiąc, wskazała mi gestem żebym usiadł. Długo mi się przyglądała, a ja czułem się jak królik doświadczalny. Rozejrzałem się. Wokół mnie było pełno książek, starych i zakurzonych. Śmierdziało tu stęchlizną, a za brudnymi oknami nie było prawie nic widać. Poszarzałe ściany i przytłaczające, czarne meble, w połączeniu ze słabym światłem tworzyły tak odpychającą atmosferę, że nie mogłem uwierzyć, że to gabinet pedagoga. Sama Otrębska wyglądała jak ludzki odpowiednik swojego pokoju: była przeraźliwie chuda, pomarszczona jak bibuła, blada i krucha niczym świeże andruty. Pomyślałem, że do dopełnienia jej widoku brakuje tylko siwych włosów i okularów, ale jej ciemne i gęste włosy i oczy, w których można dopatrzeć się iskry młodości czyniły z niej najbardziej paradoksalną osobę jaką znam. Nie wiedziałem więc jakiego głosu mam się spodziewać : młodego, czy wręcz przeciwnie, starego i monotonnego. Czekałem aż się odezwie, ale ona ciągle milczała. W końcu nie wytrzymałem i odezwałem się oburzony:
- Nie przyszedłem tu, żeby z panią milczeć!
- Więc po co przyszedłeś, Baltazarze? - jej głos faktycznie był stary, ale wcale nie monotonny.
- Bo... Bo pani tego chciała, bo wszyscy tego chcieli.
- A czy ty, Baltazarze, chciałeś tu przyjść?
- Czy chciałem? Ja musiałem! I skoro już tu przyszedłem to słucham!
- Nie, to raczej ja słucham. Chcę posłuchać ciebie i ci pomóc. Opowiedz mi wszystko, mamy dużo czasu, a ja naprawdę chcę wysłuchać twojej historii.
- A więc o to chodzi tak? Chce pani wszystko ode mnie wyciągnąć, żeby móc pochwalić się innym, że zna pani prawdę?!
- Nie, Baltazarze, obowiązuje mnie tajemnica. Chcę ci pomóc... Nic więcej. Zaufaj mi – ton jej głosu był tak przekonywujący, wręcz hipnotyzujący, że po chwili postanowiłem jednak powiedzieć jej wszystko. Uśmiechnęła się i coś w tym uśmiechu wydało mi się znajomego.
Byłem w supermarkecie i miałem już dosyć łażenia za moim ojcem, gdy nagle ją zobaczyłem. Stała przy dziale ze słodyczami i wyglądała na bardzo smutną. Na początku ją zignorowałem, ale kiedy zauważyłem, że ona nie rusza się nawet o milimetr, zapytałem czy wszystko w porządku. Spojrzałem jej w oczy, ale ona chociaż patrzała na mnie, wcale mnie nie widziała. Poczułem niezmierną ochotę, żeby ją przytulić, ale dokładnie w chwili kiedy o tym pomyślałem ona odsunęła się gwałtownie.
- Nie powinieneś tego robić... - wyszeptała prawie niedosłyszalnie.
- Skąd...
- Nie wiem. Muszę już iść – i dosłownie od razu zniknęła mi z oczu.
Cały dzień myślałem o dziewczynie ze sklepu. Czułem się jak narkoman na głodzie. Ona była nieskazitelnie piękna. Nigdy nie miałem do czynienia z kimś takim. Pomyślałem, że musi być u kogoś na wakacjach, bo nigdy wcześniej jej tu nie widziałem. Postanowiłem, że następnego dnia pójdę do tego sklepu i będę tam na nią czekał nawet cały dzień!
I spotkałem ją! Stała dokładnie w tym samym miejscu, jakby też na mnie czekała. Tak bardzo się ucieszyłem, że nie patrząc na nic złapałem ją za rękę i wyprowadziłem ze sklepu. Nawet się nie opierała, ale to właśnie najbardziej mnie zaskoczyło. Zatrzymałem się przed ławką na parkingu i spojrzałem na nią. Czekałem aż coś powie i starałem się pochłonąć ją całym wzrokiem, zapamiętać każdy szczegół, jakbym bał się, że już nigdy nie miałbym jej zobaczyć.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała cicho, ale wyzywająco.
- Bo nie chcę, żebyś znów mi uciekła.
Siedzieliśmy razem na ławce nie odzywając się do siebie nawet słowem. Ja nadal trzymałem ją za rękę. Podczas gdy moja dłoń była już całkiem spocona, ona nadal była lodowata jak na samym początku. Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie.
- Jak masz na imię? - spytała mnie nagle.
- Baltazar, ale w szkole mówią do mnie Baltek. A ty?
- Emilia. Hmmm, Baltazar... Nigdy nie słyszałam takiego imienia. Dziwne jest. Czy ja mogę mówić do ciebie inaczej?
- Jak?
- Jacek...
- Dlaczego Jacek? - zapytałem zaskoczony. Spodziewałem się chyba bardziej Harry'ego Pottera niż zwykłego Jacka.
Nie odpowiedziała już. W końcu po kilku godzinach wstała i powiedziała, że musi już iść, i że spotkamy się później. I zniknęła zanim drugi raz mrugnąłem. Później? To znaczy kiedy? I gdzie? Znów ją utraciłem. Poczułem się jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Powlekłem się do domu i chociaż żałosny widok mojego zalanego w trupa ojca powinien mnie przywołać do porządku, po raz pierwszy w życiu zignorowałem go.
Nie zrobiłem nic w domu. Tak jak poprzedniego dnia, kiedy myślałem tylko o tym, żeby jutro wrócić do sklepu. Nie potrafiłem skupić się na czytaniu książek, na żadnej grze komputerowej, ani żadnym programie telewizyjnym. Snułem się po domu jak cień, omijając leżącego na podłodze ojca. Wieczorem, kiedy zszedłem zrobić sobie kolacje usłyszałem jakiś dźwięk w swoim pokoju. Wróciłem tam i zobaczyłem Emilię siedzącą na moim łożu. Zatkało mnie i nie mogłem się nawet ruszyć.
- Cześć – uśmiechnęła się. Pierwszy raz się uśmiechnęła. Miała białe jak śnieg zęby, ale coś w jej uśmiechu było inne, wręcz niebezpieczne. - Mówiłam, że przyjdę, Jacku.
- W jaki sposób się tutaj dostałaś?
- Och, no tak, nie da się nie zauważyć, że drzwiami raczej nie weszłam. Jacku, pomyśl, jeśli nie drzwiami to czym?
- Ale pod moim oknem nie ma żadnego drzewa, niczego po czym można się wspiąć...
- Nie potrzebuję niczego, by wejść gdzieś przez okno, Jacku... - mówiła to tak normalnym tonem, wręcz niefrasobliwym. - Nie jestem normalnym człowiekiem, – zawahała się na chwilę – ja wcale nim nie jestem...
- Nie rozumiem – odpowiedziałem. To co mówiła, nie miało sensu. Wyglądała jak człowiek, więc musiała nim być. Czym innym mogłaby być?
- Wiem, że nie rozumiesz. Jak miałbyś rozumieć? Usiądź proszę obok mnie i zanim wszystkiego się dowiesz obiecaj mi coś.
Powoli ruszyłem w stronę łoża i usiadłem obok niej. Chciałem wyczytać coś z jej twarzy, ale była bez wyrazu, nadal uśmiechnięta, ale nieprzenikniona. Dotknęła mojej dłoni, delikatnie, ale pewnie ścisnęła mi palce.
__________________
"Ile nadzieji mieści się w jednym słowie- może. Bez niego już tylko krok do rezygnacji."

Zemsta jest potrawą, którą najlepiej spożywać na zimno.

"Prawdziwa miłość nie jest upajającym zapachem, który wietrzeje.Jest ona pieczęcią- niezniszczalną nawet przez śmierć."
kristal16 jest off-line   Odpowiedź z cytowaniem
Odpowiedz


Zasady postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni post / autor
Wasze zwierzaki. Velouu Pozostałe 25 08-23-2012 22:21
Wasze zakończnie.. Natalia_Potter Insygnia Śmierci 29 06-29-2011 14:58
Wasze zdanie o Zgredku ;) natus276 Postacie 30 11-03-2009 21:05
Wasze ulubione sceny Claire Filmy 25 05-10-2009 13:07
Wasze MAGICZNE IMIĘ! Kendra Kosz 3 03-12-2008 17:19


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:48.

Powered by vBulletin® Version 3.7.3
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.