Mój pierwszy FF, mam nadzieję, że publikując go nie podpisuję na siebie żadnego wyroku śmierci. ^^"
Już na wstępie chcę zaznaczyć, że możliwe jest wystąpienie jednej czy dwóch scen gorszących.
Za wszelakie błędy przepraszam z góry i życzę miej lektury.
Znowu ciemna noc. W pewnym mieście, w pewnej biednej dzielnicy stało blokowisko. W jednym z mieszkań w ciemnym pokoju na ziemi siedziała, obejmując swe kolana ramionami pewna dziewczyna. Chciała, aby jej własne ramiona sprawiły, że w końcu poczuje się bezpiecznie. Starała się nie uronić łez, lecz nie dała rady. Obejmując kolana płakała. Pomimo, iż nie płakała całą noc zasnęła w tej pozycji. Spała aż do rana, dopóki nie obudził ją krzyki dzieci zdążających do szkoły.
Wstała i po szybkiej toalecie odpaliła laptopa, który znajdował się na stole w pokoju, w którym ostatnio spędziła noc.
„
Raport
Treść: Cel został zdjęty zanim zdążył zrobić klientowi cokolwiek. Akcja przebiegła bez większych komplikacji.
Powód zgonu celu: Przegryzienie tchawicy.”
Wystukała kilka zdań i nacisnęła
„wyślij”, po czym z zapalonym papierosem wyszła na balkon. Balkon był najlepszym miejscem żeby podglądać życie innych ludzi, którzy zamieszkiwali te bloki.
W tej właśnie chwili jakaś para kopulowała prawdopodobnie w kuchni. Kobieta w rozpiętej, eleganckiej bluzce była przyciśnięta do szyby tak, że każdy spacerujący na zewnątrz pieszy mógł podziwiać jej wielkie piersi; jej współtowarzysz zabaw poruszał się w tył i przód, jakby chciał wejść w nią jeszcze głębiej, palce jednej ręki wkładał jej do ust, zaś drugą trzymał na jej podbrzuszu, prawdopodobnie zjeżdżając ręką coraz niżej, przy okazji coraz mocniej przyciągając swą partnerkę do siebie.
„Taktycznie rzecz biorąc wybrał najlepsze miejsce do robienia tego – parapet sprawia, że nie może się wyprostować, nie mniej jednak nadal widok ten jest obrzydliwy.” – przemknęło przez myśl dziewczynie na balkonie.
W innym mieszkaniu, trochę dalej jakaś para kłóciła się rozbijając jakieś naczynia – ich krzyki i dźwięki tłuczonych rzeczy było słychać aż na ulicę.
„Zapewne to dziecko, które idzie teraz z spuszczoną głową to ich.” – znowu przemknęło jej przez myśl z ironią.
Pomimo tak okropnych widoków i dźwięków było jedno mieszkanie, gdzie wszystko toczyło się „normalnym” rytmem. Były to okna na najwyższym piętrze po prawej. Właśnie tam jakaś młoda kobieta przygotowywała śniadanie dla swojego męża, który zaraz wyjdzie do pracy.
„Patrząc na taką rodzinę mam siłę na dalszą walkę.” – pomyślała z ulgą patrząc na ich okna, lecz jej twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy tylko jej wzrok padł na okna pieprzącej się parki. W złości zgięła niedopałka i wyrzuciła go.
Przemknęła niczym cień przez swoje mieszkanie zabierając tylko skórzaną kurtkę i kolejną paczkę papierosów, wyszła na zewnątrz. Machnęła ręką a zamki w drzwiach do jej domu zatrzasnęły się.
„Jest jednak jakiś pożytek z tej magii.” – zaśmiała się pod nosem i ruszyła w dół schodami – widna zawsze nie działa.
Odszukała na podjeździe swój motor i już miała do niego podejść, lecz zauważyła, że kręci się wokół niego jakiś podejrzany typ. Podkradła się bliżej i z czułością wymieszaną z ironią popatrzyła na swój pojazd. Kolejny ruch dłonią, a motor agresywnie odpalił, zaś człowiek odskoczył na auto stojące obok, tym samym włączając alarm. Po chwili rozglądnął się ze strachem na twarzy i szybko uciekł. Nie zwracając na nic uwagi, wyprowadziła nadal działającą maszynę, wygodnie usadowiła się i ruszyła przed siebie.
Pomimo, że było rano ulice były jeszcze prawie puste, więc nie zwracając najmniejszej uwagi na sygnalizację świetlną mknęła ulicami, zawsze szarego, brudnego miasta, zaś wiatr rozwiewał jej kruczoczarne, proste włosy.
Jej celem był stary kilku piętrowy budynek, mieściło się w nim Stowarzyszenie Istot Magicznych. Stowarzyszenie to zajmowało się zabijaniem wszystkich istot, magicznych i nie magicznych, które złamało prawo, a także wykonywało egzekucje na zamówienie.
Szybko wdrapała się po schodach do wejścia, aby potwierdzić swą tożsamość, przemknęła przez garderobę dla zmiennokształtnych i przez nikogo już nie pokojona pomknęła do Głównego Pokoju. Już będąc na miejscu dowiedziała się, że jest dla niej wiadomość, lecz aby ją odebrać musi iść do samego dyrektora.
- Wiesz, o tej wiadomości szeptano już od wczoraj, jak przyniósł ją wysoki niczym pół-olbrzym człowiek z włosami niczym, jak od jakieś szczoty. – poinformowała naszą bohaterkę rudowłosa dziewczyna z Głównego Pokoju, która razem z trójką innych osób zajmowała się tu prawie każdą papierkową robotą.
- A tak w ogóle, to gdzie się wczoraj zapodziałaś? Byłaś zaproszona na imprezę, wiesz? – zapytała po chwili przerwy uprzednio patrząc na nią od dołu go góry z uśmiechem na twarzy.
- Są dwa powody. – odpowiedziała kruczoczarna dziewczyna – Po pierwsze, do lokalu na tej waszej imprezie wpuszczali od dwudziestki, a po drugie to w ostatniej chwili dostałam zadanie. A teraz wybacz, ale muszę iść do dyrektora, bo chyba już wie, że przyjechałam. – powiedziała słysząc krzyki na zewnątrz, w miejscu gdzie zostawiła motor.
- Zapewne przyjechałaś swoim czarnym motorkiem i stanęłaś przed samym wejściem. W takiej sytuacji, jak nie może zareagować? – zapytała ruda okularnica powróciwszy już do swojej pracy.
- Ah, no tak. Zapomniałam, że ty masz na wszystko odpowiedź Ayane – posłała jej jeszcze uśmiech i pobiegła w stronę schodów prowadzących do gabinetu dyrektora.
Gdy tylko znalazła się pod drzwiami wzięła kilka głębszych oddechów i zapukała, dopowiedziało jej bezuczuciowe „proszę” – weszła.
Pokój był duży. Utrzymany w dystyngowanej bieli na ścianach i antycznych, masywnych, drewnianych meblach. Pod ścianą stał duży stół, zaś za nim, tyłem do przeszklonej ściany siedział mężczyzna w kwiecie wieku. Gdy tylko dziewczyna weszła podniósł wzrok znad stosu kartek, które czytał, aby po chwili powrócić do przerwanej czynności.
- Witaj Mirri. Pewnie jak się już dowiedziałaś mam dla ciebie niezwykle interesującą wiadomość. – powiedział znad dokumentów, wskazując jej ręką fotel, aby usiadła.
- Właśnie w tej sprawie przybyłam.
- Otóż, nie dawno złożył mi wizytę bardzo interesujący człowiek, który był bardzo zainteresowany twoją osobą. – mówiąc to odłożył wszystko na bok, aby móc oprzeć łokcie podłokietnikach fotelu – Widzisz, jesteś jedną z bardzo nielicznych osób tutaj pracujących, które potrafią posługiwać się magią, zaś ty, jako jedna z bardzo nielicznych masz jeszcze w sobie duszę zwierzęcia, ale, ale… nie o tym mówiliśmy – posłał jej uśmiech znad splecionych dłoni – Osoba, która złożyła mi wizytę był nie, kto inny, jak Albus Dumbledore. Jest on dyrektorem bardzo prestiżowej szkoły magicznej Hogwart i jako iż dowiedziała się, że rzuciłaś naukę w poprzedniej szkole magii, chciał ci zaproponować naukę w swojej szkole.
- Jednak ty odrzuciłeś tą propozycję, ponieważ wiesz, że nie mam zamiaru się więcej uczyć. – podsunęła z lekko wyczuwalną nadzieją w głosie.
- Ah, gdyby nie natłok spraw i zadań, które muszę wam przydzielić, to pewnie tak brzmiałaby moja odpowiedź, jednak jest coś, o czym jeszcze nie wie nikt w Stowarzyszeniu. Mianowice jest pewna sprawa, która nad wyraz mnie ciekawi, podobno zmiennokształtni, którzy są wysyłani do lasu, który rośnie obok Hogwartu znikają bez śladu. Byłoby to bardzo, ale to bardzo nie logiczne żeby wysyłał tam kolejnego zmiennokształtnego osobnika, więc chcę żebyś zapisała się do tejże szkoły i w wolnych chwilach między lekcjami zbadała ten zagajnik. Ty jeszcze trochę potrenujesz, a ja będę mieć rozwiązaną sprawę, co ty na to? – zapytał z uśmiechem na ustach.
- Oprócz tego, że znowu będę gnębiona przeróżnymi doświadczeniami i zadaniami to, co będę z tego mieć? – zapytała patrząc prosto w oczy dyrektora.
- Jestem pewny, że nawiążesz masę nowych znajomości, wiemy przecież obydwoje, że nie masz z kim porozmawiać na sprawy związane głównie z magią. Po za tym, nie będziesz musiała płacić za wynajem. – przecież cię nie będzie.
- Biorąc pod uwagę zadania, jakie wykonuję i ceny, za jakie są wykonywane, to jakoś nie narzekam na brak środków finansowych. A po za tym nie narzekam również na brak znajomych –dodała tonem niewyrażającym żadnych uczuć – Mogę być skłonna wykonać to zadanie, jeśli dostanę za nie wynagrodzenie i pewność, że gdy tylko wyjaśnię tą sprawę zostanę z powrotem odesłana do domu.- dodała po chwili pewnym tonem, to było pewne, że teraz ona dudkuje warunki.
- Co do wynagrodzenia to oczywiste, że je dostaniesz. Będzie jednak ono obejmować wyłącznie wykonane zadanie, więc nie będzie ono aż tak wysokie. Jednocześnie możesz oczekiwać od Stowarzyszenia pomocy w jakiekolwiek postaci, jeśli zajdzie taka potrzeba. - powiedziawszy wrócił do swoich spraw, widząc to Mirri wstała i już była przy drzwiach, gdy Dyrektor dodał jeszcze coś – Mam nadzieję, że wiesz to, że jeśli opuścisz to miejsce, mam na myśli zamek i/lub las to nie dostaniesz wynagrodzenia a misja będzie skończona. – jego ton głosu był zimniejszy niż sam lód, lecz nawet na nią nie spojrzał uzupełniając kolejne dokumenty.
Już miała wychodzić, gdy nagle sobie o czymś przypomniała.
- Jakim sposobem się tam dostanę? I jeszcze, kiedy zaczyna się misja? – zapytała stojąc już w otwartych drzwiach.
- Wyczekuj sowy.
- Czego?
- Sowy. Podobno w ten sposób się tam komunikują, a jak robiliście to w twojej starej szkole?
- Wysyłaliśmy patronusy, zaś komunikacja na dalsze odległości na przykład z rodziną, była zabroniona – powiedziała pustym głosem, po czym pożegnawszy się wyszła.